poniedziałek, 31 maja 2010

TERAZ TO W CHMURACH


„W CHMURACH”
USA, 2009
SC. Sheldon Turner, Jason Retman (na podstawie powieści Waltera Kirna)
REŻ. Jason Reitman
ZDJ. Eric Steelberg
MUZ. Rolfe Kent
WYST. George Clooney (Ryan Bingham), Vera Farmiga (Alex Goran), Anna Kendrick (Natalie Keener)

Przeczytałam jakiś czas temu książkę. Nie spodobała mi się. Wszyscy namawiali na film.
Duuuużo lepiej.
To historia zupełnie o czym innym, niż ta powieściowa, choć punkt wyjścia jest ten sam – Ryan, pracownik firmy trudniącej się zwalnianiem ludzi, lata samolotami po całym kraju. Nie ma domu. Nie ma zobowiązań. Dawno odciął się od rodziny. Nie ma nic, co nie mieści się do jego plecaka/torby podróżnej. Jest mistrzem pakowania się. Ale też mistrzem rutyny powietrznej. Żyje w chmurach. Jego celem jest zdobycie miliona mil, dzięki czemu będzie mógł spotkać kapitana linii lotniczych. Właściwie te mile są celem samym w sobie. Zapytany, co z nimi zrobi, nie potrafi udzielić odpowiedzi. 
Niestety jego plan, tak bliski wykonania, wisi na włosku. Szef zatrudnia nową, ambitną pracownicę, tuż po studiach, która chce zrewolucjonizować branżę. Przede wszystkim chce obniżyć koszty – wprowadza nowoczesne rozwiązanie – zwalnianie ludzi przez Internet, dzięki czemu konsultanci nie będą musieli latać po całym kraju. Ryan chce ją przekonać, że tak się nie da – gra na jej uczuciach, choć w rzeczywistości zależy mu tylko na swoich milach…
Natalie ma więc polecieć wraz z nim na krótkie szkolenie – Ryan ma ją przekonać, że jej rozwiązanie jest gorsze.
To film o zaangażowaniu. O różnych sposobach życia. O wzięciu odpowiedzialności za siebie, swoje postępowanie, dorastanie. To film o Piotrusiu Panie, ale z dość przewrotnym morałem – ten konkretny Piotruś, gdy chce dorosnąć, zostaje siłą znów wtłoczony w kokon dziecka. Uderzony nie nadstawia drugiego policzka. 
Tylko jedno jest ważne – mimo wszystko się zmienia. Znów uniesie się w swoje chmury, ale tym razem jest szansa, że na ziemi zostawi swój dom. 
Dobrze się oglądało i dużo wyższa ocena za uśmiech Clooneya – jest w tym filmie tak autentyczny, tak naturalny i tak przystojny, że (tak jak pisała kiedyś Liritio) dla niego samego warto.

Moja ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz