poniedziałek, 31 maja 2010

ALVARET


JOHAN THEORIN
„ZMIERZCH”
(TŁ. ANNA TOPCZEWSKA)
CZARNE, WOŁOWIEC 2008

Bo dla mnie w tej książce najważniejsze były krajobrazy…
Zaczęło się bardzo, bardzo obiecująco. Mały chłopiec, zachęcony tym, że mamy i dziadka nie ma, a babcia, która miała go pilnować, zasnęła, postanawia wyjść na samotną wycieczkę poza dom. Przeskakuje przez mur i podekscytowany oddala się coraz bardziej od domu. Wciąż jednak go widzi, dopóki mgła nie przesłania mu całego świata. W tej mlecznobiałości spotyka mężczyznę. Mężczyzna przedstawia mu się jako Nils Kant. Bierze go za rękę i obiecuje, że odprowadzi go do dziadków. Chłopak nigdy już nie dociera do domu. I jest jeden szkopuł - Nils Kant nie żyje, gdy cała historia ma miejsce…
Wiele lat później, gdy Jens powinien być już dorosłym mężczyzną, jego matkę wzywa na wyspę dziadek chłopca. Ktoś wysłał mu pocztą sandał. Dokładnie taki sam, pocerowany taką samą nitką, jak ten, który miał na nodze tamtego ranka jej ukochany syn. Ojciec twierdzi, że wie, kto sandał przysłał…
Tajemnice.
Duchy przeszłości. Pokazywane w oddzielnych rozdziałach opatrzonych datą. Historia Nilsa Kanta, który był owładnięty manią wielkości, chciał, żeby wszyscy się z nim liczyli. 
I współczesna historia miłosna, która kończy się niezupełnie tak, jak oczkujemy. I jedno morderstwo po drodze. No i oczywiście zimno, dotkliwe, przejmujące zimno. 
Ale cała powieść nie zrobiła na mnie spodziewanego wrażenia. Zaczęła mnie nużyć konstrukcja powieści oparta na kontraście przyszłość/przeszłość. Bohaterowie w teraźniejszości zakładają jakiś przebieg wydarzeń i jest on weryfikowany w opowieści z przeszłości. Niby zaskakujące zakończenie, ale byłam już trochę zmęczona ta powieścią i jakoś nawet zapomniałam się zaskoczyć. 
Dobry język, dobre tłumaczenie i świetne, bardzo obrazowe opisy przyrody, miejsc, alvaretu.
No właśnie, bo cały czas tam się przewijało – alvaret, alvaret, alvarte, a ja nie miałam pojęcia zielonego co to.
Musiałam sięgnąć do Internetu i odnaleźć:

„Dwie największe wyspy Szwecji, Gotlandia i Olandia, leżące na Morzu Bałtyckim na wschód od stałego lądu, od wieków pasjonowały botaników i geologów. Kiedy w połowie XVIII w. Linneusz po raz pierwszy przybył na Olandię, zanotował w swym dzienniku, że teren "ma całkowicie odmienny charakter" od reszty Szwecji. I rzeczywiście, wapienny płaskowyż wyspy, znany jako "alvar", jest na warunki szwedzkie unikatem.
Stora Alvaret (Wielka Nizina Wapienna), w południowej części Olandii to rozległe wrzosowisko na ciężkiej glebie, mieniące się latem wielobarwnymi roślinami. Można się tu natknąć na tak rzadkie kwiaty, jak posłonek pospolity, nerkowata wyka czy modra stokrotka. Gęś olandzka, jeden z najstarszych udomowionych szwedzkich ptaków, po raz pierwszy została wyhodowana właśnie tam, ze skrzyżowania z dziką gęsią.” (źródło tu).

„Olandia znajduje się w południowo-wschodniej części kraju, a ze stałym lądem łączy się 6 kilometrowym mostem - jednym z najdłuższych w Europie. Południe wyspy to tereny rolnicze, z bardzo rozległym pastwiskiem Alvaret, na którym wypasa się bydło - prawie zupełnie pozbawioną drzew, a jedynie porośniętą trawą równiną o długości 37 i szerokości 15 kilometrów! Jest ona poprzecinana licznymi murkami, którymi rolnicy otaczali swoje posiadłości. Teren ten jest wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.”
 
(źródło tu).

Nils Kant – jedna z najważniejszych postaci tej ksiązki, nieustannie wspomina o swojej miłości do Olandii, do alvaretu, o tęsknocie z rozległym terenem, na którym Nils mógł być wolny, mógł rozwinąć skrzydła, mógł latać. Nigdzie indziej na świecie nie ma dla niego istnienia – Olandia, alvaret, to jego dom, jego przystań i całe życie. 
Zresztą nie tylko jego. Także kilku innych bohaterów mówi o swojej miłości do tego miejsca, o zdenerwowaniu wobec ludzi, którzy chcą je sprzedać, zniszczyć, zmodernizować, o złości na turystów, którzy zamiast cieszyć się Olandią taką, jaka jest, próbują ją zmienić w swoje własne miejsca zamieszkania, dostosować do potrzeb, „u-innić”…
I to tak naprawdę wyniosłam z lektury „Zmierzchu”. Wcale nie jakieś doznania artystyczno – kryminalne…

Moja ocena:4,5/6

[A tu bardzo ciekawy artykuł o Olandii.]

2 komentarze:

  1. Mnie również najbardziej podobały się krajobrazy, ale też troszkę mnie przerażały... ;]
    Książkę świetnie mi się czytało, podobnie jak drugą, Nocną zamieć. Polecam :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę wręcz "połknąłem".....kapitalne opisy przyrody, aż chce się tam być. Opisy są bardzo obrazowe, nie nudzą...Pomimo surowego klimatu Szwecji (każdy kto był to wie o czym piszę..) aż chce się odwiedzić to szczególne miejsce.
    Pozdrawiam i polecam:)

    OdpowiedzUsuń