JANUSZ
MAJEWSKI
„GLACIER
EXPRESS 9.15”
MARGINESY,
WARSZAWA 2015
Podróż
Glacier Expressem jest ponoć jedną z najpiękniejszych podróży na
świecie. To 275 kilometrów i 7 godzin widoków, które zapierają
dech w piersiach. Lodowce, góry, łąki, 291 mostów i 91 tuneli. I
co robić, gdy już zachłyśniesz się widokami tak, że więcej się
nie da znieść? Że pięknem się nasycisz, że nie dasz rady już
wchłonąć w siebie żadnego boskiego widoku?
Karol
dostał bilet na Glacier Express od swoich przyjaciół. Bilet był
podwójny, bo kiedyś miał żonę. Żona nie doczekała podróży i
zmarła, więc Karol zabiera swojego najlepszego przyjaciela Maksa.
Znają się kilkadziesiąt lat – to przyjaźń z serii tych
nienaruszalnych, to przyjaźń, która wystarcza za cały bagaż na
Glacier Express. Wystarczy usiąść naprzeciw siebie, wystarczy
kilka kropel ulubionego alkoholu, jakaś książka pod ręką, bo
żaden z nich bez książki się nie rusza, może muzyka i jest
siedem godzin do przegadania. O kobietach, śmierci i życiu, o tym,
co było, co sprawiło, że jadą teraz jednym pociągiem. O życiu
całym, z perspektywy, bo są już przecież na końcu i mają pełne
prawo do rozliczeń.
„Kiedyś
wpadło mi do głowy, że warto by sporządzić listę, a nawet dwie.
Jedna byłaby listą zjawisk, rzeczy, poglądów, ludzi, wszystkiego,
czego dzięki śmierci pozbędziemy się z ulgą, druga tego
wszystkiego, co kochaliśmy, co z żalem będziemy musieli tu
zostawić.” [s.122]
Rozmyślają.
To nie jest lista haseł i banałów. To lista, o której dyskutują,
przemyślana, przegadana, na której nie można napisać po prostu
muzyka – bo przecież nie całej muzyki żal. Na której musi być
na przykład tylko jeden, najważniejszy utwór. I na której coś
jest czasem po jednej i po drugiej stronie naraz, bo człowiek jest
zawsze dualny, nie zawsze jednak czarno-biały.
To
lista nieskończona, bo całe siedemdziesięcioletnie życie nie da
się zamknąć w liście w siedem godzin. To lista nieskończona, bo
gdzieś w podświadomości tli się, że póki się jej nie zamknie,
to nie można naprawdę odejść… A przecież jeszcze tyle mają do
przeżycia, do przekochania, do zobaczenia, przecież dopiero teraz,
po 70 latach jadą Glacier Expressem!
Ta
książka to metafora. Metafora łatwa do rozszyfrowania – podróż
= życie. Bo Karol i Max wsiadają do pociągu i nie mają wyjścia –
muszą nim jechać aż do końca. To podróż długa, czasem męcząca,
ale piękna, ponoć najpiękniejsza. Niektórzy nie wytrzymują
napięcia, wyskakują wcześniej z pociągu, ale Karol i Max
dojeżdżają do samego końca, bawiąc się nawzajem rozmową. W tej
rozmowie jest wszystko, bo są i łzy i radość i miłość i seks i
nienawiść i ból i strach, jest choroba, jest zdrowie, jest kariera
i przyjaciele, jest muzyka i jest chyba nawet jakiś rodzaj zgody na
to, że ta podróż gdzieś się kończy, choć czasem chciałoby się
jechać bez wysiadania. To podróż nie tylko przez Alpy, ale przez
istnienie. Dwóch bohaterów, którzy są już tuż przy końcu
życia, musiało rozliczyć się ze sobą, ze światem sporządzić
listę, zajrzeć w głąb siebie, zrobić rachunek sumienia, żeby
wiedzieć, czy nie są światu, czy nie są sobie nic winni.
Teraz
mogą wysiąść z pociągu, w kieszeni niosąc swoje listy żalu i
ulgi, wiedząc, że teraz czeka ich już tylko przyjemność, że
ważna rozmowa się odbyła i na duszy może być już tylko lekko,
że trzeba jeszcze trochę pożyć. I że mimo iż wydawało im się,
że nic ich już nie czeka, to wciąż może być życie, które
będzie na liście po stronie żalu.
[Książkę
otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy]
Bardzo, bardzo chcę tę książkę - po Twojej recenzji - przeczytać!
OdpowiedzUsuń