MARGARETA
STRÖMSTEDT
„ASTRID
LINDGREN. OPOWIEŚĆ O ŻYCIU I TWÓRCZOŚCI”
(TŁ.ANNA
WĘGLEŃSKA)
MARGINESY,
WARSZAWA 2015
Czytam biografie
tylko czasami. Tylko wtedy, gdy osoba, o której ktoś napisał, jest
mi w jakiś sposób bliska – tworzy coś, co podziwiam. Lubię
biografie wtedy, gdy nie są krzykliwe, gdy nie szukają taniej
sensacji, gdy ktoś chce pokazać kolor oczu, a nie kolor stanika.
Lubię czytać takie biografie, jak ta.
Astrid Lindgren to
postać wyjątkowa. Dzieci z Bullerbyn, Pippi Pończoszanka, Bracia
Lwie Serce, Emil (do drewutni!!!) - chociaż raz każdy słyszał o
wspaniałym dziecięcym świecie, jaki Astrid malowała na kartach
swoich powieści. Czasem była niekonwencjonalna (Pippi przecież nie
chodzi do szkoły), czasem niegrzeczna (Karlsson z dachu to
najwredniejszy bohater, jakiego znam!), czasem wzruszająca
(umierające dziecko, wyciska łzy z oczu każdego rodzica), czasem
sielska-anielska (Boże Narodzenie w Bullerbyn, pełne śniegu,
zapachu ciastek i bycia razem…). Najważniejsze, że jest szczera,
autentyczna, pogodna i pełna dziecięcej fantazji. Już będąc
babcią wspina się na drzewa, gdy rozmawia z Dziećmi, to kuca, żeby
widzieć ich oczy i pisze tak, że czasem dorośli nie rozumieją –
ale Dzieci zawsze. Walczy o ich prawa (i prawa zwierząt) i zawsze
staje po stronie słusznej sprawy.
Ze wszystkich
wydanych na świecie książek Astrid Lindgren można ustawić 175
wież Eiffla, ale każda z tych książek jest niepowtarzalna i
wyjątkowa. Dlatego, że pisała je dla Dzieci. Pippi wymyśliła
jej chora córka – a Astrid musiała stanąć na wysokości
zadania, dać jej dwa niesforne warkocze i siłę stu mężczyzn. To
dlatego, że zawsze chciała stawać na wysokości zadania dla dzieci
– wydawały jej się najważniejsze na świecie.
Ta biografia jest
właśnie o tym. Być może to, że biografka i biografii podmiot
znały się osobiście, pozwoliło zachować szacunek, nie zaglądać
w szuflady, w portfel i pod łóżko. Biografka nie kłamie, nie
kluczy, nie ukrywa. Wspomina nieślubne dziecko Astrid, które
musiała zostawić na wychowanie w rodzinie zastępczej – to także
część biografii sławnej pisarki. Ale mi to wystarcza –
wystarcza, że nie docieka nazwiska ojca, które Astrid chce wymazać
z pamięci. Nie muszę wiedzieć akurat tego. Wolę wiedzieć, że
Lindgren cierpiała, musząc rozstawać się z synem i wolę
wiedzieć, że zrobiła wszystko, by móc być z synem! To dla mnie
ważniejsze informacje – naprawianie błędów, jej siła woli,
determinacja i matczyna miłość.
Tę książkę czyta
się z uśmiechem, z radością, z wiarą w człowieka – sądzę,
że taka była Astrid naprawdę, że Margareta
Strömstedt uchwyciła jej autentyczność. I to, że Lindgren lubiła
być sama. Że po całym męczącym dniu, po spotkaniach z
czytelnikami, odpisywaniu na listy i kilku stronach nowej książki,
lubiła usiąść w ciszy i być sama ze sobą. Czyż to nie wtedy
właśnie rodzą się w głowie Madiki i Ronje? Czy to nie wtedy
można wrócić do swojego szczęśliwego dzieciństwa, w którym
biega się bez tchu, kąpie w rzece, zrywa jagody, a do domu wraca
tylko po to, by chwycić kromkę chleba z masłem i cukrem i
przytulić się do Taty?
[Książkę
otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz