ASTRID
LINDGREN I SARA SCHWARDT
„TWOJE
LISTY CHOWAM POD MATERACEM. KORESPONDENCJA 1971-2002”
(TŁ.
ANNA WĘGLEŃSKA)
NASZA
KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2015
Astrid
Lindgren dostawała setki listów od dzieci. Na początku odpisywała
na wszystkie, wychodząc ze szlachetnego założenia, że skoro
dziecko zadało sobie trud, żeby do niej napisać, ona musi zadać
sobie trud, by wiedziało, że list przeczytała. Z czasem
zrezygnowała z indywidualnych odpowiedzi i jak Święty Mikołaj
miała wzór listu, pod którym się podpisywała. Z Sarą
korespondowała 30 lat. Początkowo to było kilka listów na
miesiąc, później raz na rok. Ale do samego końca, do śmierci
Astrid listy między nimi krążyły.
Właściwie
nie do końca rozumiem, dlaczego Sara była wyjątkowa. Nie wiem,
czym ujęła Astrid. Może barwnym językiem, stylem, który rokował,
że Sara ma talent literacki? Może swoją determinacją, bo tak
bardzo chciała zostać Pippi? Może Astrid wyczuła w niej kogoś
skrzywdzonego, komu trzeba pomóc i nie mogła nie odpisać? Może to
kwestia pisma – podkreślenia, pogrubienia i wielkie litery? A może
zbieg okoliczności i ten moment, gdy Astrid miała więcej czasu i
postanowiła napisać coś dłuższego niż parę linijek
podziękowania, a potem okazało się, że Sara stała jej się
bliska?
Nie
wiem dlaczego, wiem, że przede mną leży tom sklejony z
kilkudziesięciu wzruszających listów. I cieszę się, że Astrid
Lindgren była sławną pisarką, bo inaczej tych listów mogłabym
nigdy nie przeczytać.
A
to książka niesamowita z co najmniej dwóch powodów.
Pierwszy
to możliwość podpatrzenia dojrzewania – jesteśmy podglądaczami,
dziewczyna, która właśnie, na naszych oczach staje się kobietą,
wcale nas nie widzi, dlatego jest szczera i dlatego to, co w listach
pokazuje jest tak fascynujące – pierwsze miłości, bunt, niezgoda
na świat, na siebie samą, wypaczone brakiem poczucia własnej
wartości patrzenie na codzienność. Fakt, że Sara jest wyjątkowa,
bo doświadczyła przemocy w domu i to ją ukształtowało, w dużej
mierze zaciemniło obraz rzeczywistości. Nie mniej jednak to wciąż
nastolatka, w której buzuje krew, w ciele której dowodzenie
przejmują hormony, która potrzebuje, by ktoś ją akceptował bez
zastrzeżeń i bez pytań. Tym kimś stała się dla niej Astrid
Lindgren. Pisarka, najlepsza przyjaciółka, z którą nigdy nie
widziała się twarzą w twarz. Chyba także dlatego Sara jest w
swoich listach tak otwarta – łatwiej mówić o sobie całą
prawdę, gdy nie trzeba patrzeć rozmówcy w oczy. To gdy Sara
dorasta, widać w ilości listów pisanych do Astrid – ich liczba
stopniowo maleje, są coraz chłodniejsze, bardziej wyważone. Tuż
przed nami dokonał się proces dojrzewania, przejścia – to jak
obserwacja przyrody i wszystkie stadia od poczwarki do motyla – od
małej, zahukanej dziewczynki, która ma ochotę gryźć i drapać,
która nie wierzy, że jej istnienie ma jakąś wartość dla świata,
do poważnej kobiety, która ma rodzinę, dom i własne dzieci i
która od czasu do czasu przypomina się starej przyjaciółce z
dzieciństwa.
Drugi
z powodów, dla których ta książka jest taka wyjątkowa, to rola
samej Astrid – rola idolki, mentorki i przyjaciółki jednocześnie.
To nieprawdopodobne, jak młody człowiek potrzebuje mieć w życiu
drogowskaz i w jak przeróżnych miejscach znajduje kogoś, komu
decyduje się zaufać.
Śmiem
twierdzić, że gdyby nie Astrid, Sary mogłoby nie być, a na pewno
nie byłaby tym, kim jest dziś. Że mogła inaczej mówić, ubierać
się i mogła dziś palić papierosy na potęgę. Albo już by jej
nie było, bo zjadłby ją rak płuc. Albo siedziałaby w więzieniu,
bo przecież ukraść coś jest tak łatwo… Patrząc na relację
Astrid i Sary uświadomiłam sobie, jak odpowiedzialna jest rola
idola, jak wielki wpływ idol może mieć na życie swojego fana. I
jak mądrą, inteligentną i empatyczną osobą była Astrid
Lindgren. Jak przyjęła na siebie tę rolę bez sprzeciwu, choć
mogła przecież wysłać standardowy list, kopiowany przez kalkę.
Zaprzyjaźniła się, oswoiła kogoś i wzięła za Sarę
odpowiedzialność. I dała z siebie wszystko, by pokierować nią w
dobrą stronę, by uratować małą skrzywdzoną dziewczynkę.
Te
listy to rozmowa dwóch kobiet – nawet, gdy Sara jest jeszcze
dziewczynką, to już jest w niej kobieta, którą Astrid z niej
wydobywa, ubiera w dobre słowa, w poczucie dumy z bycia sobą. To
rozmowa dwóch kobiet, bo Sara szybko stała się kobietą w miejsce
dziecka. To rozmowa szczera, odważna i podziwiam Sarę teraźniejszą,
która zdecydowała się na publikację listów – jest tam przecież
cała, odsłonięta, narażona na ciosy, naga. To rozmowa mocna,
niełatwa, to rozmowa wzruszająca i budząca gniew, to rozmowa,
którą prowadzi się do późna w nocy, z wypiekami na twarzy,
czasem podniesionym głosem, ze łzami w oczach. To w końcu rozmowa
między dwoma przyjaciółkami, choć wydawałoby się, że nic nie
może ich połączyć – gdy zaczynały do siebie pisać, jedna
miała 12 lat, a druga była dorosłą kobietą. Ale skoro człowiek
może zaprzyjaźnić się z różą lub lisem, to tym bardziej jedna
kobieta może przyjaźnić się z drugą.
[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Nasza Księgarnia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz