MARIOLA
PRYZWAN
„CZEŚĆ,
STARENIA! CYBULSKI WE WSPOMNIENIACH”
MARGINESY,
WARSZAWA 2014
Na
ulicy Długie Pobrzeże w Gdańsku jest tabliczka, wmurowana w fasadę
kamienicy. Że tu mieszkał. Do niedawna czasem mignął mi na
starówce duży niebieski samochód, który widać było w kadrach
„Do widzenia, do jutra”. Wyszukuję jakieś zdjęcie, potrzebne
mi w pracy i okazuje się, że na pierwszym planie on. Cybulski.
Trochę geniusz, a trochę nie. Nie lubię „Pamiętnika
znalezionego w Saragossie (choć według niektórych krytyków, to
tam właśnie jest najlepszy), nie rozumiem „Salta”, ale kocham
„Do widzenia, do jutra”. Z chęcią oglądam „Pociąg”.
Podziwiam „Popiół i diament”, który bez Zbyszka byłby bez
wyrazu. Żałuję, że nigdy nie widziałam go w teatrze. Szczególnie
w Bim-bomie... Nie zdążyłam, bo on spóźnił się na pociąg.
Wiele
krąży o nim legend, wiele anegdot. Mariola Pryzwan poskładała je
w jeden tom, zszyła, oprawiła okładką, z której zerka Cybulski w
swoich nieodłącznych, czarnych okularach.
Ta
książka to spis punktów widzenia. Ale okazuje się, że Zbyszek
Cybulski był postacią autentyczną, bo wiele z jego cech potwierdza
każdy rozmówca. Naturalność, entuzjazm, roztrzepanie,
niefrasobliwość, poświęcenie dla rzeczy, na których mu zależało
i równoczesne odpychanie od siebie tych, które mogły boleć.
Wielki talent, ale i ograniczenia. I wiele kompleksów, których nie
widać w filmach, a które nosił w sobie.
Mariola
Pryzwan stworzyła niesztampową biografię swojego bohatera.
Oryginalną, ale o dogłębnie przemyślanej konstrukcji. O Cybulskim
mówią realni, prawdziwi ludzie, ci, którzy rzeczywiście go znali,
podawali mu rękę, pili z nim wódkę (podobno miał bardzo słabą
głowę), grali w przedstawieniach, śpiewali piosenki przy
harcerskim ognisku... To ci, którzy go otaczali na co dzień, a nie
ci, którym się wydawało, że są blisko. Dlatego te wspomnienia są
tak cenne. Oczywiście, że są pokolorowane, że pamięć ludzka
jest zawodna, że lubi dodawać i tuszować tam, gdzie jej wygodnie,
że patrzenie na człowieka oczami kogo innego jest zawsze naznaczone
cechami patrzącego. Ale mimo to sądzę, że ta biografia nie mogła
być pełniejsza.
Mówią
o nim znani (jak choćby Wajda, Olbrychski, Zawadzka czy Konwicki),
ale Pryzwan daje głos także tym znanym mniej albo wcale (bratu
ciotecznemu pozwala wspominać Zbyszka w krótkich spodenkach, a
kuzynce Zbyszka, który marzy o bohaterstwie). Wszyscy chętnie
dzielą się dokumentami – zdjęciami, listami, czy kartą wstępu
Klubu Studentów Wybrzeża w Gdańsku. Tym, co mają, co noszą w
sercach, albo co upychają w niedomkniętych szufladach. Dzięki temu
wielogłosowi, dzięki tak różnej narracji i stylowi mówienia, nie
jest to nudne „urodził się i zmarł”, ale żywa historia, którą
czyta się z fascynacją. A wszystko sprytnie ułożone
chronologicznie. Bo najpierw Zbyszek poznał swojego brata
ciotecznego,a dopiero później, kilkadziesiąt kartek dalej swoją
żonę.
Czyta
się tę książkę pięknie, ale też trochę przez łzy. Bo tyle tu
dobrych słów, tyle wspomnień, które nie mają prawa się
powtórzyć, budynków, który już nie ma i ognisk zagaszonych
czystą ziemią, tyle dowodów, że świat się zmienia i jakiś
lekki strach, że w końcu wszyscy o Zbyszku zapomną, tam kiedyś, w
odległej przyszłości. To próba zatrzymania go, zastopowania go
tuż przed schodkami do pociągu, próba krzyknięcia, żeby nie
skakał. Szkoda, że nie usłyszał...
[Książkę
otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz