PRZEMEK
ANGERMAN
„TOŻSAMOŚĆ
RODNEYA CULLACKA”
UROBOROS,
WARSZAWA 2014
GRUPA
WYDAWNICZA FOKSAL
Zazwyczaj
nie czytuję SF. Wolę stąpać „po tym łez padole” i żeby moje
stopy miały cały czas styczność z ziemią i ograniczone
grawitacją nie mogły wisieć nad światem. Nie lubię latać w
kosmos i patrzeć na gwiazdy ze zbyt bliskiej odległości. Nie lubię
obcych form życia – nie potrafię się z nimi dogadać. Ale od
czasu do czasu sięgam po taką literaturę, bo podziwiam w niej to,
jak ludzka wyobraźnia może się plenić, jak zapełniać całe
światy, jak rozrastać się i stwarzać nowe wymiary. Czasem
wszystko wymyślać od podstaw – od nowych szkieletów, po nowe
głowy, mózgi w nich ukryte, po maszyny, którymi trzeba latać, po
skomplikowane systemy kastowe i po język, który trochę przypomina
nasz, tak, byśmy byli w stanie zrozumieć bohaterów, ale jest na
tyle odmienny, że nie umiemy uznać go za ojczysty. Autorzy SF
sięgają dłonią do rzeczywistości, biorą z niej jakieś okruchy,
jakieś krople i na nich hodują nowe światy. Po co? Czasem tylko
dla rozrywki, dla oderwania myśli od ziemi, dla czystej radości
wymyślania i kreowania – nie każdy przecież może być bogiem i
dawać życie. Ale czasem po to, by walić prawdę prosto w oczy, by
ogłuszać prawdą, ale pozostawiać przy życiu.
Dlatego
akcja „Tożsamości Rodneya Cullaca” toczy się gdzieś w
przyszłości, w takiej, która niby jest tuż tuż, ale której nie
możemy jeszcze dosięgnąć. Dzieje się na ziemi – niby w tym
samym miejscu, ale to nie jest już ta ziemia, na której jednym z
najważniejszych praw jest prawo grawitacji.
Tysiąc
razy ważniejsze jest prawo Matki – to Matka rządzi, u swojego
boku ma Imperatora, a pod sobą rzeszę poddanych – cały świat
jest u jej stóp. Jest władczynią doskonałą – najlepszych
przytula do piersi, najgorszych odrzuca i zabiera im swoją miłość.
Jest świetnym psychologiem i wie, kto nadaje się na jej agenta, a
kto ma w głowie tylko rewolucję.
Richard
Zonga jest agentem ósmej kategorii – prócz niego tylko dwóch
innych może się pochwalić takim wynikiem. Owszem, są jeszcze
mocniejsi, ale jest ich bardzo niewielu. Można więc powiedzieć, że
Richard jest na szczycie – to szczyt sławy szczyt
niebezpieczeństwa, szczyt kariery – poświęca całe życie, by
dobrze służyć Matce – nie raz przyszło mu zabijać małą
dziewczynkę, nie dwa zbierał mózg kolegi z nogawek własnych
spodni, nie trzy ocierał się o nieistnienie. Odreagowuje wydając
pieniądze – na alkohol, na narkotyki, na dziwki. Nie ma nikogo,
kto w ciemną, bezksiężycową noc zauważyłby jego strach i
niepewność, kto przywołałby go z powrotem z wielkiej pustyni, na
której goni go pewien mężczyzna z wielkim czarnym wilkiem, nie ma
nikogo, kto posłuchałby, że nie wszystko jest tak, jak być
powinno, że być może Matka nie jest ideałem...?
Pewnego
dnia agent Rodney Cullack prosi go o spotkanie – to ważne. Richard
idzie niechętnie. Jednak już po pierwszych słowach Cullacka wie,
że oto zmienia się jego życie. A Rodney przynosi rewelację –
nie jesteśmy tym, kim jesteśmy, całe nasze życie jest
spreparowane, wszczepiono nam w głowę świat, zaprogramowano.
Rodney z całą stanowczością i przekonaniem twierdzi, że to
Richard musi poznać całą prawdę i pokazać ją światu.
I
tak oto, z dnia na dzień Richard staje się ściganym w całym
wszechświecie byłym agentem. Musi uciekać przed mackami Matki i
musi dogonić umykającą mu prawdę. I najgorzej, że tkwi w tym
sam, bo Rodney Cullack zaraz po ich rozmowie ginie...
Szybkie
auta (samoloty), szybki seks, szybkie kobiety, szybkie pięści,
szybkie ciosy, szybkie ucieczki, szybkie wizje po naprędce
wciąganych kreskach narkotyków. Wszystko w tej książce dzieje się
bez przerwy – jak zabawka, która po prostu musi jechać, póki nie
wyczerpią się baterie – dalej i dalej, choć nie wiadomo, gdzie
jest cel i czy cel tak naprawdę istnieje. Ale w samym środku tej
szybkiej książki, pod stosem broni, kilogramami dragów i zbyt
krótką spódnicą ulicznej dziwki, jest głęboko filozoficzna
opowieść o tym, czym jesteśmy, czym jest świat, czym jest nasza
pamięć, świadomość, czym są wspomnienia, czym jest wolność i
czy coś takiego jeszcze istnieje w dzisiejszym świecie. Zaskoczyło
mnie ile mądrości w sobie niesie, że Matka to metafora, że agent
to metafora, że to książka o nas samych i świecie, który
nazywamy naszym własnym.
Zaskoczyła
mnie nie tyle fabuła (choć przyznaję, że świat wykreowany w
powieści Angerman narysował z rozmachem, grubymi i zdecydowanymi,
przemyślanymi pociągnięciami pióra), ile ta podskórna,
podkartkowa warstwa – okazuje się, że już wiadomo, kim jest
Rodney Cullack – to Angerman we własnej osobie. Czy to ty jesteś
Richardem?
[Książkę
otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Uroboros, należącego
do Grupy wydawniczej FOKSAL]
Och! Cieszę się, że wpadłam na Twoją recenzję, po patrząc na okładkę spodziewałam się klasycznego science-fiction, a tutaj auta, seks, koks... Zupełnie inna historia. ;) A tak na serio, to zaintrygowałaś mnie tym "drugim dnem" książki i chyba - choć na co dzień też nie sięgam po podobne gatunki - skuszę się na lekturę.
OdpowiedzUsuń