środa, 29 lutego 2012

PUNKT PRZEŁOMOWY

SCOTT SPENCER
„MĘŻCZYZNA Z LASU”
(TŁ. ANNA RAJCA-SALATA)
MUZA SA,WARSZAWA 2012

Jest trochę rok 1999, a trochę rok 2000. Jedna noga tu, a druga tam. Wszyscy zastanawiają się, co przyniesie nowe tysiąclecie. W sercu ciut nadziei, ale i odrobinę panicznego strachu – czy komputery będą działać, czy prąd popłynie przewodami, czy ludzie będą potrafili jeszcze mówić, czy uśmiech ciągle będzie wyglądał tak samo, czy będą jeszcze ludzie?
Paul, jeszcze trochę w starym tysiącleciu, wraca do domu z nieudanej rozmowy o zleceniu. Jest genialnym stolarzem, dostaje zlecenia od najlepszych, ma w dłoniach moc tworzenia, ma siłę i rozumie drewno. Tym razem odrzucił ofertę, bo nie spodobało mu się to, jak pewna wpływowa dama chce zniszczyć kawałek dobrego materiału. Wraca z Nowego Jorku do swojej kryjówki, do wiejskiego domu, który dzieli z Kate i jej córeczką Ruby. To rodzina, dar, który zesłała mu opatrzność. Kobieta, która kocha, zapatrzona w niego, jak w cały świat. On też się zapatrzył, w piękną, nienajmłodszą już, ale wciąż pociągającą Kate. W kobietę, która jest niepijącą alkoholiczką, która dzięki Bogu i odnalezionej wierze podniosła się z ziemi, wylała to, co jeszcze było na dnie butelki i napisała bestsellerową książkę o wierze w XX wieku, o wierze, która leczy alkoholików. Mają wszystko – dom, piękne okna, przez które wpada światło, mają firmę Paula, mają Ruby, z którą nie ma problemów, mają przyjaciół i strumyczek z pieniędzmi Kate - tak zwany show biznes.
Paul wraca do tego domu, do tej kobiety, do tego świata, ale po drodze zatrzymuje się na chwilę w parku, żeby pomyśleć, żeby zobaczyć spadające liście, żeby zatrzymać się na jeden krótki moment. Gdy siedzi na ławce, zauważa mężczyznę bijącego swojego psa.
„- Hej – mówi Paul. – Tylko spokojnie.” [s.41] i to sprawia, że wszystko wywraca się na drugą stronę, góra staje się dołem i zmienia się cały świat.
Tuż potem nadchodzi rok 2000 i mimo, że światła nie gasną, że komputery dalej przetwarzają dane, że ludzie mają na ustach uśmiechy, to Paul zostaje tym rokiem przecięty na pół. W tym okresie przełomu uwalniają się wszystkie ludzkie instynkty – uwalnia się zło, agresja, uwalnia się wiara na pokaz i uwalnia się skrywane szaleństwo, uwalnia się najgorszy lęk – przed śmiercią i spełniają się przepowiednie o tym, o czym nikt nie chciał słuchać.
To mocna, wyrazista książka, ze świetnymi postaciami. Paul, Kate, nawet mała Ruby niosą za sobą całe wewnętrzne światy, niosą prawdę o człowieku.
Ta książka jest też niesamowita z tego względu, że tak wiele w niej emocji, a tak mało uczuć – ludzie kochają, ale nie mogą się poddać miłości, bo wciąż kalkulują – boją się siebie nawzajem, boją się przyszłości, boją się, czy w 2000 roku też będą kochani. Tajemnicza wina Paula, której nie chcę tu zdradzać, to pretekst dla Spencera, żeby sobie pooglądać człowieka pod mikroskopem, chłodnym okiem, ubranym w szkło powiększające, położyć go na środku stołu, rozciąć, a potem zajrzeć do środka, zobaczyć wszystko, co wewnątrz, nie pomijać serca, ani wątroby, nie zapomnieć o jelitach i płucach – zobaczyć i to złe, i to dobre. A człowiek jest w tym jak mały robak, wywrócony na grzbiet, który nie może uciec. Poddaje się.
To wiwisekcja, którą niełatwo oglądać, ale czyta się świetnie. To sekcja zwłok na żywym jeszcze organizmie, dlatego to nie literatura dla każdego. Ja czytałam, z zaciśniętymi zębami, oczarowana językiem – dobrym, celnym, momentami pięknym, ale pełna obaw, że po tej książce zobaczę w każdym człowieku coś innego, niż do tej pory.

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA SA]

1 komentarz: