środa, 14 grudnia 2011

ZAFON PO RAZ TRZECI! SPRZEDANE!

CARLOS RUIZ ZAFON
„ŚWIATŁA WRZEŚNIA”
(TŁ. KATARZYNA OKRASKO, CARLOS MARRODAN CASAS)
MUZA SA, WARSZAWA 2011 

„Klamki były uśmiechniętymi twarzami, które puszczały oko, kiedy się je nacisnęło. Ogromna, fantastycznie opierzona sowa wytrzeszczała szklane źrenice, powoli unosząc skrzydła. Dziesiątki, a może i setki miniatur i zabawek stały na półkach i w gablotach. Życia by nie starczyło, by zapoznać się z każdą z nich. Mały psotny szczeniaczek merdał ogonkiem i szczekał na widok przebiegającej przed nim metalowej myszki. Zwieszona z niewidocznego sufitu karuzela wróżek, smoków i gwiazd kręciła się w pustce wokół zamku unoszącego się pośród bawełnianych obłoczków w rytm pobrzękiwania dalekiej pozytywki…” [s.24]
Mam słabość do zabawek. Do zabawek zmyślnych, mądrych i trochę do tych pięknych. Do zabawek łechtających wyobraźnię i sprawiających, że można stanąć na głowie i zobaczyć świat inaczej. Podziwiam kalejdoskopy, nakręcane zwierzątka i drewniane klocki, z których można wybudować cały świat. Dech zapierają mi domki dla lalek, które mają kilka pięter i małe mebelki, a także miniaturowe zestawy naczyń. I przytulani, najlepiej te wytarte i wyliniałe. Misie, koty, Gremliny… Zawsze, gdy trafiam do miasta, w którym jest Muzeum Zabawek, idę tam z otwartym sercem, z otwartą głową i im bliżej jestem wejścia, tym bardziej za duże mam ubranie, za wielkie buty, tym bardziej staję się na powrót małą dziewczynką.
Dlatego tak wielkie wrażenie zrobiło na mnie tło najnowszej, a właściwie „najnowiej” tłumaczonej książki Zafona z cyklu młodzieżowego. 
A rzecz się dzieje w ogromnym domu o kilku (kilkunastu?) piętrach, gdzie mieszka Lazarus, tajemniczy wytwórca zabawek, wynalazca właściwie. Cały jego dom chodzi, tańczy, biega, jest w ruchu, bo wszędzie są zabawki, które niemal nigdy nie usypiają. Lazarus zatrudnia w swoim domu Simone, owdowiałą dopiero co, ale młodą wciąż kobietę. Przyjeżdża ona do posiadłości wraz z dwóją dzieci – Dorianem i nastoletnią Irene. Do jej obowiązków należeć ma opieka nad rachunkami, fakturami, korespondencją, a także zakup książek do, i tak już ogromnej, biblioteki swego pracodawcy. W domu Lazarusa mieszka też kilkunastoletnia Hannah – rozgadana, uśmiechnięta, zawsze w biegu, znająca ploteczki z całego miasteczka. Hannah zaprzyjaźnia się z Irene, ale przyjaźń nie ma szansy rozkwitnąć – Hannah ginie bowiem w lesie i nikt do końca nie wie, jaka jest przyczyna jej śmierci.
To zdecydowanie najbardziej spektakularna część cyklu, mająca najwięcej efektów specjalnych i najbardziej przemawiająca do wyobraźni – w mojej głowie podczas czytania trwał seans filmowy – obsadzałam już role Simone, Lazarusa (świetny w tej roli byłby Hopkins, choć Lazarus jest młodszy od mistrza kina), zastanawiałam się kto przekonująco potrafiłby zagrać Irene – odważną, mądrą, ale trochę psotną dziewczynę i jej przyjaciela Ismaela. Kto potrafiłby wcielić się w te role tak, żeby pokazać świeżość, ulotność pierwszego uczucia, jego delikatność i łapczywość zarazem, jego przekonanie o trwaniu i niekończeniu się. A to wszystko pomiędzy płomieniami, legendami o tonącej kobiecie, która ukazuje się po śmierci mieszkańcom miasteczka i wśród miliona zabawek, które nigdy nie milkną. 
Oczywiście kolejny raz poruszany jest temat zaprzedania duszy, ten faustowski motyw „coś za coś”, ale tym razem mam wrażenie, iż ma trochę inny wymiar. Tajemniczy Daniel Hoffmann, który obdziela biedne dzieci zabawkami, nie żąda w zamian duszy, żąda miłości. Nie jest dla mnie demonem, tak, jak Cain z „Księcia mgły” – jest jakąś potwornie ludzką zjawą.
Zdecydowanie najbardziej poruszyła mnie ta książka, spośród wszystkich trzech „młodzieżówek” Zafona - najwięcej dała emocji i najmniej miałam dystansu do niej. Poczułam ją w głębi siebie, obudziło się moje skrywane dziecko… I teraz chce dostać anioła, który będzie miał szmaragdy zamiast oczu i który będzie je chronił…

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA SA]

1 komentarz: