niedziela, 24 października 2010

O WOLNOŚCI SŁÓW KILKA

Chciałam zestawić ze sobą dwie książki, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Ale kończąc ostatnio „Dziennik Hadriena i Rumianki”, cały czas miałam poczucie, że te dwie pozycje są właściwie o tym samym.

Najpierw fikcja:

ERLEND LOE
„DOPPLER”
(TŁ. MILENA SKOCZKO)
SŁOWO/OBRAZ TERYTORIA, GDAŃSK 2006
Moja ocena: 5/6

Doppler ma tak zwane wszystko – dom, rodzinę (żonę i dwójkę dzieci), dobra posadę, wakacje co roku, dobry, drogi sprzęt domowy… Tuż po śmierci swego ojca spotyka go dziwny wypadek. Gdy jedzie rowerem po lesie, spada, uderza się w głowę i… to zmienia jego życie. W chwili upadku słyszy tylko ciszę lasu, nie ma żadnych myśli związanych z doczesnością, co skłania go do refleksji, iż cały świat i rzeczywistość „pozaleśna” nie jest mu tak naprawdę potrzebna. I to tak zwane wszystko zostawia za sobą – przeprowadza się do namiotu, postawionego w lesie, głuchy na prośby żony, osiedla się i postanawia prowadzić inne życie. Zbiera, poluje. Pewnego dnia zabija klępę łosia. Samica osieroca małego łosia, którego Doppler bierze na wychowanie. Nadaje mu imię Bongo i od tej chwili mianuje swoim towarzyszem.
To słodko-gorzka opowieść. Nie jest pozbawiona humoru i scenek rodzajowych, ale tak naprawdę porusza bardzo ważny problem – problem uzależnienia współczesnego człowieka od konsumpcji, także problem konsumpcji ponad własne potrzeby, oddalenie od prawdziwości, budowanie fasad między sobą a naturą i wprowadzanie nowych zasad, które tak naprawdę stają się kajdanami człowieka. To książka o tym, że we współczesnym świecie człowiek nie może być wolny.

I ta prawdziwa prawdziwość:

HADRIEN RABOUIN
PRZY WSPÓLPRACY YVES’A BOITEAU
„DZIENNIK HADRIENA I RUMIANKI.
1300 KILOMETRÓW PRZEZ FRANCJĘ”
(TŁ. WIKTOR DŁUSKI)
CZARNE, WOŁOWIEC 2010
Moja ocena: 4,5/6

Hadrien, nastolatek tuż po maturze, 1 sierpnia 2008, objucza swoją krowę Rumiankę (po francusku Rumianek – Camomille – jest rodzaju żeńskiego) i wyrusza w pieszą podróż po Francji.
„Jako syn rolników prowadzących gospodarstwo ekologiczne, od dziecka kołysany dźwiękami, zapachami, rytmami chłopskiego życia i pracy na roli, zawsze odczuwałem bezgraniczny zapał i ciekawość wszystkiego, co dotyczy przyrody. Od przedostatniej klasy liceum coraz bardziej obojętniała mi książkowa wiedza, którą mi przekazywano, postanowiłem więc wyruszyć w drogę, samotnie, w przekonaniu, ze wędrówka to najlepszy sposób uczenia się i odkrywania świata. Miałem też dość widoku ludzi wykształconych, z nosami zanurzonymi w teorii, niezdolnych do zrobienia czegokolwiek własnymi rękoma. (…) pomysł, by podróżować w sposób możliwie najbardziej niezależny, bez pieniędzy, żywiąc się owocami zbieractwa, odegrał istną rolę w mojej decyzji.” [s.11-12]
Ta książka to zapis jego podróży, dziennik, w którym notuje każdą spotkaną osobę, swoje myśli, zachowania Rumianki, opisy ziół, zawody, które poznał po drodze. Bo Hadrien ceni sobie wszystkich rzemieślników, którzy pracują naturalnymi, od wieków stosowanymi metodami. Dużo czyta, je to, co dostanie od ludzi, śpi tam, gdzie ktoś go przyjmie – z własnej woli, lub poproszony o gościnę. Wszędzie, gdzie się znajduje wzbudza sensację – młodzieniec z objuczoną krową (w książce wyjaśnia, dlaczego wybrał krowę) i gitarą. 
Czyta się dobrze, ale momentami brzmiało to dla mnie trochę jak wyliczanka. Spałem tu, zjadłęm to, Rumianka dawała radę/nie dawała rady. Fragmenty są naprawdę wciągające, ale jak dla mnie trochę zbyt enigmatyczna całość.

Dla mnie obydwie książki są o wolności. O jej poszukiwaniu. Ale najgorsze jest to, że ja wyczytuję z nich, ze tak naprawdę wolności już nie ma. Bo cóż, że Doppler opuścił swój dom, gdy zaraz za nim swoje domy opuściło kilka innych osób, wszyscy przenieśli się do lasu, chcieli stworzyć nowe, inne społeczeństwo, a zaczęli wprowadzać dokładnie te same zasady, których chcieli się pozbyć. Nie ze złośliwości. To po prostu przeprogramowanie, jakiemu uległ dzisiejszy człowiek. Cóż tego, ze w finałowej scenie Doppler zabiera swojego młodszego syna – jako wciąż nieskażonego cywilizacją i postanawia wyjechać – uciec i gdzieś indziej znaleźć świat dla siebie – przecież tak naprawdę to gdzie indziej tez przyciągnie masę osób, którym wydaje się, że potrafią żyć inaczej.
Cóż z tego, ze Hadrien wyruszył w dobrej wierze, że wyruszy pewnie jeszcze nie raz, jak sam zapowiedział na końcu swojego dziennika. Cóż z tego, że poznał zawód kowala, albo kamieniarza, skoro musiał przewędrować jakieś 600 km, żeby znaleźć jednego i kolejne 500, żeby znaleźć drugiego? Cóż z tego, ze podróż kosztowała go tyle co nic, skoro wciąż ciągnęła się za nim telewizja, radio, gazety, rozpowszechniały jego historię i tym samym pomagały mu w osiągnięciu celu. Jest taka scena, gdy Hadrien zatrzymuje się na jednym polu na nocleg. Przygotowuje sobie posiłek, Rumianka tez się pasie i przychodzi właściciel pola. wygania Hadrian w dość niemiłych słowach. Gdy jednak okazuje się, że Hadrien to Hadrien, że widział go w telewizji, pozwala mu zostać. „A co to zmienia, że mnie widział w telewizji?” zastanawia się Hadrien – ano wiele. Podejrzewam, że część ludzi, których chłopak spotkał na swojej drodze to ludzie, którzy faktycznie chcieli mu pomóc – zupełnie bezinteresownie, ale cześć jest takich, którzy na pewne mieli ukryte cele – a może pokażą mnie w wiadomościach? 
Jasne, zawsze warto próbować, może gdzieś jest inny świat, taki, w którym człowiek może robić naprawdę dobro - sobie, innym, ziemi, ale obydwie historie – i ta fikcyjna i ta prawdziwa, pokazują, że nie da się tak po prostu iść, tak po prostu porzucić społeczeństwa, że wolność to ułuda. Niestety. 

5 komentarzy:

  1. Prowadzę walkę z konsumpcjonizmem od bardzo dawna. Z różnym skutkiem. Tak jak napisałaś, to uzależnienie. Uwolnić się od tego całkowicie nie można i myślę, że samo zamieszkanie w szałasie na Mazurach nic nie zmieni. Podobnie jest z nieuwolnieniem się od zasad. I do czego to doprowadzi? Ludzie NIE potrafią być wolni. Bez zasad pozabijaliby się wzajemnie. Myślę, że wolność musimy wypracować w sobie. Musimy odgrodzić rzeczy ważne od błahych. A to takie trudne...

    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że obie poruszają bardzo ciekawy temat i bardzo fajnie o tym napisałaś. Niestety jest jak jest, a media towarzyszą nam wszędzie, jedne staje się przykładem dla drugiego i tak się to ciągnie. Nie ma tajemnic, spokoju, równowagi. Ludzie myślą stadnie, i chyba to się już nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe... Wyszperam choćby na końcu świata obydwie pozycje. Czegoś takiego szukałam od bardzo dawna. Widziałaś może film "Wszystko za życie" reż. Seana Penna? Jest to wersja reżyserka pewnych wydarzeń z początku lat 90'. Oglądając tamten film, podobnie czytając twój opis tych dwóch książek, czułam nieprzepartą chęć, aby wszystko rzucić i ruszyć w stronę dzikiej natury. Niestety nie urodziłam się chłopcem (w tym jednym przypadku tego żałuje). Aby zrealizować takie marzenie trzeba być mężczyzną :(

    Pozdrawiam serdecznie :) :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Inez - jasne, jakieś zasady muszą być, ale często są wymyślone dla jednych po to, by ranić drugich. I fakt, szałas na Mazurach nic nie zmieni - musiałaby to być wielka mentalna rewolucja, na którą ludzie nie są - i bardzo długo jeszcze nie będą - gotowi.
    Całuję!

    Edith - ważne chyba jest tylko to, aby być w zgodzie ze sobą w tym względzie. Jeśli ja wybierałabym się na taką wycieczkę jak Hadrien zachowałabym ją głęboko w sercu, a nie oddawała mediom. Hadrien też pzrez to cierpiał, bo nieraz ekipa telewizyjna dawła mu się we znaki, pragnąć nakręcić materiał, podaczas, gdy on chciał po prostu iść.
    Pozdrawiam gorąco!

    Barbaro - film widziałąm, książkę czytałąm i ozcywiście miałam je też w głowie czytając te dwie pozycje.
    Zrobiły na mnie - i książka i film - ogromne wrażenie. Ale widzę tu jedną istotną, choć moze nie rzucającą się w oczy, różnicę. Hadrien wyruszył z krową. Doppler znalazł łosia. Chris wyruszył zupełnie sam. Odciął się od ludzi, a na końcu, tuż przed śmiercią, stwierdza, ze wraca, bo każde piękno, aby dobrze je zobaczyć, tzreba z kimś dzielić. Niestety los jest ironiczny i w momencie, gdy Chris na to wpadł i uświadomił to sobie, okazało się, że nie ma już powrotu... Smutne, ale "pouczające"...
    Aha, i nie trzeba - vide Pawlikowska, vide Kinga Choszcz, vide Wojciechowska (to tylko 3 nazwiska, które przyszły mi na szybko do głowy).
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, wiem, że im się powiodło, ale ja znam siebie ;) Nawet w Katowicach potrafiłam się zgubić X,D Dlatego chyba poprzestanę na marzeniach, ewentualnie zorganizowanych wycieczkach... Chyba że poznam kiedyś kogoś zaufanego, z kim razem zwiedzę świat :)) Mam jeszcze na to czas, oby tylko świat nadal stał na swoim miejscu! :PP

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń