środa, 17 grudnia 2014

O SREBRZE (I ZIELENI TYM RAZEM W TLE)

KIRA GAŁCZYŃSKA
„SREBRNA NATALIA”
MARGINESY, WARSZAWA 2014

Konstanty był zielony, Natalia była srebrna. Srebrna choć często biedna. A biedna, bo Konstanty zielony. Wiecznie młody biegał gdzieś za natchnieniem, wiecznie pijany poezją, nie do końca przywiązywał wagę do spraw ziemskich. Zielony, bo wciąż zakochany, przeważnie w Natalii, ale nie do końca. A ona się srebrzyła w jego cieniu, bo dobra, mądra, roześmiana. Może to jej śmiech był tym srebrem? A może to, że miała mimo przeciwności losu tyle życia w sobie, że była jak żywe srebro?
Niełatwa to sprawa pisać biografię. Trzeba kopać raz tu raz tam, przerzucać kilogramy papieru, tony może nawet, po to czasem, by odnaleźć jedno słowo, jedno imię, nazwę ulicy, której już dawno nie ma. Wydawałoby się, że pisać biografię własnej mamy jest dużo prościej. Ale gdy się było córką Natalii Gałczyńskiej, to nie jest wcale łatwe zadanie. Natalia o przeszłości milczała. Czasem tylko wyrwało jej się jakieś rzewne wspomnienie. Ale te wspominki trzeba było z niej siłą, podstępem wyciągać. Choć mocno zakotwiczona myślami w przeszłości, słowom nie chciała dać ujścia. Kira więc musiała pokonać dokładnie tę samą drogę, co każdy inny badacz. Od urzędów, poprzez przyjaciół, których być może trochę pamiętała z dzieciństwa, zahaczając o własną pamięć, do dokumentów. Chciała napisać swoją matkę. O ojca nie musiała się martwić, bo jako poeta, któremu słowa posłuszne układały się u stóp, miał w kolejce wiele piór, co chciały szeptać o jego życiu. Bardziej lub mniej skandalicznie, bardziej lub mniej rzeczowo. Natalia pozostawała w cieniu, a była przecież nie tylko bohaterką wierszy Gałczyńskiego. Była też ich fundamentem. W imieniu Kiry, ośmielam się napisać, że gdyby nie Natalia, tylu wierszy by nie było... Nie chodzi tylko o natchnienie, o jej piękną twarz, dzięki której słowa same układały się w wiersze, nie chodzi tylko wielką miłość jaka między zielonym a srebrnym trwała do samego końca. Chodzi też o sprawy przyziemne, o to, że gdy Konstanty mógł sobie pozwolić na szaleństwo, na wielogodzinne moczenie ust w alkoholu do dna szklanki, Kira musiała stać na straży jego talentu, szukać go na knajpianym szlaku, martwić się o niego, za niego samego...
Kira nie miała łatwego zadania także dlatego, że łatwo można ją posądzić o stronniczość. Ale ja widzę w niej dwie role, które skrupulatnie od siebie oddziela – córki, która kocha swoją matkę i badaczki, która chce ją pokazać światu, Natalię w szczególności, Konstantego nietypowo, bo przez pryzmat żony, krok za nią, choć raz jako tło. Kira wykonuje mozolną pracę, odkopuje z ziemi korzenie drzewa genealogicznego Natalii. Jest w tym mozole konsekwentna – pewnie tutaj pcha ją ta miłość córki, chęć dowiedzenia się o swojej matce jak najwięcej. Być może to jej daje siłę i przewagę, bo może kto inny dawno by zrezygnował i nie pojechał do Gruzji, rodzinnego kraju przodków Natalii, nie rozmawiał w Gruzinami, którzy nie bardzo chcieli mówić, nie drążył tematu. Może zawróciłby w pół drogi i stwierdził, że nie ma sensu. Kira waliła kilofem w ziemię po to, by odkryć na dnie mały kawałek żywego korzenia.
To biografia rzetelna i obiektywna, choć pisana z wielkim uczuciem. Owszem, Kira niejednokrotnie w tej książce staje w obronie Konstantego i Natalii, ale jedynie przed niesłusznymi oskarżeniami, przed „faktami” w cudzysłowie, przed brakiem dokumentów, dopisywaniem historii tam, gdzie ma się na to ochotę. Na przykład otwarcie mówi o romansach KIGa, choć kosztuje ją to pewnie kilka nieprzespanych nocy.
Raz Kira oddaje głos samej Natalii. To ten jeden raz, gdy Natalia się zapomniała i mówiła, dużo. Kira śmigała ołówkiem po papierze kreśląc sobie tylko znany szyfr, żeby tylko nadążyć za słowotokiem mamy i zapisać jak najwięcej, żeby nie przerwać, bo pewnie już nigdy więcej mówić nie zacznie.
Z tych słów powstaje barwny portret mężczyzny i zakochanej w nim kobiety. Tym cenniejszy, że osobisty, naoczny.
Cała ta para jest barwna, bo inteligentna, obraca się w kręgu znajomych, którzy mówią poezją, kochają teatr i potrafią w jednej chwili na letnisku napisać sztukę.
Urzekła mnie ta książka z dwóch powodów. Jednym jest sama postać Natalii – widzę ją srebrną, bo delikatną, jakby utkaną z anielskiego włosia. Zamyśloną, bo tak najbardziej lubiła ją Kira, zasłuchaną w rosyjskie wiersze, albo recytującą jakieś wschodnie strofy i bajki o pałacu w Gruzji.
A drugi powód jest taki, że książka jest przepięknie wydana, ze zdjęciami, grafikami, z fragmentami listów, fotokopiami dokumentów. Jakby ktoś wziął zeszyt i powkładał między jego karty ulubione fotografie i karteczki z ulubionymi wierszami.
Piękna rzecz, na zimowe wieczory, do zamyślenia...

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy]

[Zapraszam na profil Z Kafką nad morzem na FB – tam konkurs, w którym można wygrać egzemplarz książki]  

1 komentarz: