KAREN KARBO
„KSIĘGA STYLU
COCO CHANEL. JAK STAĆ SIĘ ELEGANCKĄ KOBIETĄ Z KLASĄ”
(TŁ. JOANNA
DZIUBIŃSKA)
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2014
Nigdy nie miałam
romansu z modą. Zawsze lubiłam szerokie swetry, w których mogłam
ukryć się ja i pół miasta razem ze mną, przytulne, rozciągnięte
koszulki, ulubione dżinsy, które wkładałam zaraz po wyjęciu z
pralki, czasem jeszcze lekko wilgotne – żadne inne nie leżały
tak dobrze... W swoim życiu przeszłam fazę czarną i fazę zieloną
– kiedy farbowałam wszystkie ciuchy (co do jednego) w wielkim
garze. Kiedy dorosłam, w mojej szafie pojawiło się kilka bardziej
obcisłych ubrań, nawet jakaś marynarka, buty na obcasie. I choć
nadal najlepiej czuję się w szarawarach i zwykłej koszulce na
ramiączkach, to moja szafa przypomina choć trochę szafę kobiety.
Przede wszystkim za sprawą małej czarnej...
Od Coco Chanel
kobiety dostały w prezencie, oprócz słynnej sukienki w kolorze
węgla, sukienki z obniżoną talią, kieszenie, sportowe ubrania
czyli wielką wygodę, ale też Channel No.5, sztuczną biżuterię i
inne dodatki. Zaczynała od kapeluszy – w czasach, gdy przesłaniały
kobietom cały świat i widok spod ich ronda, ona odsłoniła
kobietom oczy, zdjęła z ich głów ciężar i podarowała malutkie,
zgrabniutkie kapelusiki. Podczas gdy kobiety dopiero zdejmowały
gorsety i szukały jakiegoś zamiennika, ona pozwoliła im zakładać
spodnie, bryczesy i rozpinane swetry. Żeby im było wygodnie. Nie
pozwalała ubierać się bez stylu i smaku, ale nawet w stylu i smaku
szukała wygody.
Zaczynała od nizin
społecznych, a wylądowała na samym szczycie – z mnóstwem
pieniędzy i nieprzemijającą sławą, która goni ją nawet zza
grobu. Karen Kabro analizuje fenomen Coco. Jej książka nie jest
typową biografią – owszem, pisze, że „Coco urodziła się...,
zmarła..., pomiędzy kochała..., pomiędzy szyła..”. Pisze o jej
mężczyznach, o pieniądzach, o sławie i o rozrastającym się
imperium, pisze o brylantach i koniach czystej krwi, o rezydencjach i
pałacach i o przytułku, z którego Coco wyszła. Ale pisze to
wszystko, badając wpływ Coco na kobiety, to, jak jej postać
doprowadziła do tego, że kobieta może założyć dresy, a mimo to
wyglądać dobrze, jak to się dzieje, że wciąż chcemy pachnieć
„piątką” i czy to w ogóle możliwe, żeby Coco nigdy nie było.
To też trochę
poradnik – jak rozpoznać w sobie Coco Chanel – bo jest w każdej
kobiecie, czasem tylko ukryta i trzeba by było ze swoją wewnętrzną
Chanel trochę pogadać, żeby przestała się wstydzić i wyszła na
światło dzienne.
Chanel zaczynała w
czasach, gdy „modne kobiety spędzały większość czasu,
namiętnie zmieniając suknie. Istniały stroje odpowiednie na różne
okazje: śniadanie, spacer w parku, wyjście do krawcowej, herbatę,
składanie wizyt (...)” [s.25] W dzisiejszych czasach, większość
kobiet w ciągu dnia przebiera się dwa razy – raz rano, z piżamy
w strój wyjściowy, raz wieczorem, ze stroju wyjściowego w piżamę.
Owszem, w każdej niemal szafie wisi mała czarna, ale czeka na
jakieś imieniny, rocznicę ślubu czy wieczorne wyjście z
koleżankami. Coco pewnie nie mogłaby żyć w takich czasach. Albo
musiałaby je zrewolucjonizować.
[Książkę
otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]
Lubię ubierać się wygodnie, a to oznacza najczęściej spodnie plus coś na górę, co nie krępuje ruchów. Obcasy, makijaż, biżuteria? Nieee, to nie dla mnie. Mimo, że marzę o tym, aby swobodnie chodzić w sukienkach ;) Przydałaby mi się taka prywatna Coco, która być może zrewolucjonizowałaby mój styl ;)
OdpowiedzUsuń