ANNA
GAVALDA
„BILLIE”
(TŁ.
PAWEŁ ŁAPIŃSKI)
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2014
Billie
ma męskie imię. A to dlatego, że jej matka kochała Michaela
Jacksona. Nie wiadomo, czy po niej były inne dzieci, nazwane na
cześć przebojów króla popu, czy nie – mama Billie zostawiła ją
i jej ojca w przyczepie na osiedlu Morilles. To nie cygańskie
miasteczko i nie wioska, po prostu dzielnica, z której wszędzie
jest daleko. Macocha Billie nie lubiła jej imienia. Lubiła za to
jej ojca. Dlatego zamieszkali razem. Billie miała przyjaciół,
naprawdę. Ale tylko latem. Późna jesień i zima to zanik kontaktów
międzyludzkich, bo wtedy Billie nie pachnie najlepiej. Ciężko
jest dbać o higienę i czyste skarpetki zimą w przyczepie. I nie,
Billie nie była molestowana, ale i tak wymazała z pamięci całą
swoją przeszłość. Nie była bita, była poszturchiwana, a jej
rodzina dużo bardziej cieszyła się z tego, że ma chłopaka, niż
gdyby dostawała dobre stopnie.
Franck
zaś ma bogaty dom, bogatych rodziców, kochaną babcię z wielkim
domem i dobrymi obiadami, mnóstwo książek i żółty szalik, w
którym wygląda jak Mały Książę. I trochę dziewczęcy chód,
który sugeruje, że jest gejem i zawsze ściąga na niego kłopoty.
Lubi się uczyć i tak samo, jak Billie, nie do końca pasuje do
całej reszty.
Mało
brakowało, a by się minęli, choć chodzili do jednej szkoły. Mało
brakowało, a kojarzyliby siebie nawzajem tylko z widzenia. Mało
brakowało, a rozminęliby się i życie każdego z nich nic a nic by
się nie zmieniło. Ale nauczycielka francuskiego pewnego dnia weszła
do klasy trzymając w dłoniach trzy rattanowe koszyki. W każdym z
nich pozaginane karteczki. Na jednych sceny do zagrania – fragmenty
„Nie igra się z miłością” Musseta, na drugich imiona
dziewcząt, a pomiędzy nimi to zdradzieckie, męskie „Billie”,
na trzecich imiona chłopięce, w których tonął „Franck”.
Jedno losowanie, czyjąś niecierpliwa dłoń i „Billie” ma
zagrać fragment sztuki z „Franck”. Dziewczyna w jednej chwili
przekreśla w wyobraźni ich szansę na zaliczenie przedmiotu.
Chłopak zaś w swojej własnej wyobraźni już widzi ich kostiumy.
Mają całe ferie, żeby się przygotować. I jedne ferie zmieniają
życie ich obojga – prócz tego, że nie igra się z miłością,
dowiadują się, że mogą być w czymś świetni, że mogą być
dobrymi przyjaciółmi, że najlepiej uczyć się tekstu na pamięć
siedząc w krypcie na cmentarzu i że najlepsze stroje można uszyć
ze starego worka.
Do
napisania o „Billie” zabierałam się, lekko licząc, z
piętnaście razy. Pisałam i wymazywałam całe linijki, bo to, co
mówiłam nie miało sensu.
Ciężko
pisać o tej książce bo jest specyficzna, bo jest pisana z
perspektywy wiecznie zbuntowanej nastolatki, która pragnie, żeby
ktoś ją przytulił i od lat jest zakochana w przyjacielu geju, a
swoim ciałem kupczy ze światem, bo ten gej go nie chce. Ciężko,
bo nic nie dzieje się po kolei – dzieje się tak, jak opowiada nam
to Billie, chaotycznie, czasem nie do końca, czasem z miejscem na
kilkanaście przekleństw, czasem z dygresjami. Jest ciężko, bo to
nie jest typowa historia miłosna, to nie romans, w którym wszystko
wiadomo od razu, że ona chce, a on nie, a i tak na końcu zechce. To
historia dojrzewania do samoakceptacji, do odrzucania miłości po
to, by do nas wróciła piękniejsza, do stawiania siebie na
pierwszym miejscu, do uspokajania rozedrganych rąk, do wiary we
własną wartość. Owszem, to jest książka o miłości i nawet o
wielkiej miłości i nawet o takiej, która może góry przenosić,
ale to książka o tym, jak tę miłość zaakceptować i odłożyć
na półkę, jak pogodzić się z tym, że czasem zrobiła już dla
nas wszystko co może i trzeba stanąć na własnych nogach, by po
prostu iść dalej. To książka o miłościo-przyjaźni, w której
ważniejsze od pocałunków, są objęcia. O tym, że z miłością
się nie igra, bo przez własną głupotę można założyć za
krótką spódniczkę, niestosowaną do okazji albo wylądować w
rowie, z którego nie ma jak wyjść, z nieprzytomnym przyjacielem,
który nie porusza się o własnych siłach i z gwiazdą, która niby
świeci dla nas, ale tej nocy wygląda, jakby kpiła.
W
sumie zamiast pisać specyficzna, napiszę tylko Gavalda – i
wszystko jasne... Jak gwiazda.
[Książkę
otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictw Literackiego]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz