piątek, 3 stycznia 2014

NIEMYŚLENIE

VANESSA GREENE
„KLUB PORCELANOWEJ FILIŻANKI”
(TŁ. BARBARA GÓRECKA)
ŚWIAT KSIĄŻKI, WARSZAWA 2013

Jaka powinna być leniwa niedziela? Powinna pachnieć dobrą herbatą, zaparzaną koniecznie w filiżance, a nie jak co dzień w ogromnym kubku. Powinna być troszkę banalna i troszkę przewidywalna. Tak, żeby można było leniwie machać nagą stopą i nie myśleć. Ale powinna też troszkę ekscytować, żeby w tym lenistwie znaleźć upodobanie.
„Klub porcelanowej filiżanki” to lektura wydana właśnie w serii „Leniwa niedziela”.
Idealnie trafia w niedzielne nic-nie-robienie. Idealnie trafia w smak ciasta, które się wtedy je podwójnie – strasznie słodki, tak, że wydaje się, że się nie da rady, a potem sięga się po jeszcze jeden kawałek, wyczuwając drobinki kwaśnej cytryny pomiędzy bitą śmietaną i czekoladą.
Poranek w Charlesworth, targ staroci. Jedno ze stoisk przyciąga młoda dziewczynę. Częściowo zapakowany w gazetę leży tam serwis do herbaty w niezapominajki. Wzór, złocone brzegi i dzbanuszek do mleka w komplecie hipnotyzuje dziewczynę i oniemiała nie dość szybko wyciąga dłoń po zdobycz. W tym samym czasie dwie inne ręce chwytają filiżanki – jedna zadbana, z idealnymi paznokciami, a druga już niemłoda, ale ciągle piękna. W sercu dziewczyny drga coś i postanawia nie ustępować. Trzy kobiety patrzą sobie w oczy i podejmują decyzję – serwis kupią wspólnie. Najpierw weźmie go Jenny – za kilka miesięcy jej ślub, planuje podwieczorek, stylowy i niebanalny i zbiera zastawę – ma mało pieniędzy, więc targi staroci i sklepy charytatywne to jej jedyna szansa na uzbieranie stu filiżanek ze spodeczkami. Maggie będzie druga – ona z kolei organizuje śluby, ma własną firmę, która zajmuje się tym profesjonalnie. Czeka ją przygotowanie ogromnej uroczystości dla bogatej modelki – pomysł klientki to przyjęcie z motywami z „Alicji po drugiej stronie lustra”, więc piękne, eleganckie filiżanki są jej bardzo potrzebne. Na końcu naczynia weźmie Alison – zrobi z nich świece i sprzeda na aukcji internetowej.
Filiżanki nagle łączą trzy różne kobiety. Młodą zahukaną Jenny, której matka wyprowadziła się z domu, gdy dziewczynka miała kilka lat, zabierając ze sobą przynajmniej połowę jej pewności siebie; Maggie – rozwódkę, która kocha rośliny bardziej niż siebie samą i wierzy, że rozwód był jedną z najlepszych decyzji w jej życiu; Alison, matkę dwójki dorastających dziewcząt, żonę męża na bezrobociu i właścicielkę psa, który właśnie podkopał się pod płotem i zniszczył ogród sąsiadów. Każda z nich potrzebuje dwóch pozostałych i nawet o tym nie wiedziała, dopóki wszystkie trzy nie popatrzyły na te same filiżanki z niezapominajkami.
Oczywiście, że ta powieść jest w dużej mierze przewidywalna, że kontakty trzech kobiet rozwinęły się w iście amerykańskim tempie i po pięciu sekundach zwierzają się sobie z całego życia wewnętrznego i zewnętrznego – i to razi sztucznością, bo takie rzeczy to tylko w USA, oczywiście, że tematy zbuntowanych nastolatek, zdradzanych żon, wątpliwości przedmałżeńskich, porzuconych dzieci i bankructwa pojawiają się w co drugiej książce, ale ostatecznie – z tego składa się życie – ze zdrad, romansów, miłości, obiekcji, marzeń, aspiracji i kolegów gejów, którzy otwierają własną klubokawiarnię. I może trochę mniej z tych szczęśliwych zbiegów okoliczności, które towarzyszą zawsze prozie tak zwanej kobiecej. Ale też są, bo w końcu skądś bierze się nasza wiara w cuda!
I obok banalności tej leniwej, cotygodniowej niedzieli ja podziwiam ślub w bajkowym stylu, gdzie na przyjęcie weselne wchodzi się przez tunel, imitujący króliczą norę; podoba mi się pomysł, że krucha porcelana na targu staroci może zaklinać w sobie przyjaźń. A nade wszystko unoszę się na lekkości tej książki, na tym, że „stałyśmy oparte o barierkę, spoglądając na morze. Lizałam lody śmietankowe i zaśmiewałam się z daremnych wysiłków Maggie, aby przytrzymać wydymaną wiatrem spódnicę. W dole na kamienistej plaży przed nami starszy mężczyzna rzucał piłeczkę tenisową swojemu golden retriverowi. Dwa kolorowe latawce splątały się w powietrzu. - Może weźmiemy butelkę wina i zrobimy sobie piknik na plaży? - zaproponowałam dziewczynom” [s.91], na leniwej niedzieli, w której moim jedynym zadaniem jest niemyślenie...


[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Świat Książki]

6 komentarzy:

  1. błądziłam ostatnio po różnych blogach z recenzjami, szukałam, szukałam, oczy robiły mi się coraz bardziej okrągłe ze zdziwienia i przerażenia (można TAK pisać czytając tak wiele?) i wróciłam jak marnotrawna córka - czy babcia raczej - do Twojego bloga ... cóż, miód na serce... o czym byś nie pisała to czyta się z przyjemnością, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :-) Miód na serce, to jak ktoś tak słodzi ;-)

      Usuń
  2. Lubię leniwe niedziele - jutro będę się wylegiwać w łóżku do 10-ej, zjem na śniadanie owsiankę, obiad już mam- będzie krupnik, a potem nadejdzie czas dla książki :)

    Lubię książki, w których losy ludzi nieoczekiwanie splatają się w którymś momencie. I gdyby, jak piszesz, nie rozwinęły się za szybko - myślę, że z wielką chęcią bym ją przeczytała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dla mnie ta znajomość zbyt szybko przerodziła się w przyjaźń na śmierć i życie, choć może tak się dzieje, gdy nie ma wokół nikogo, a w nas tak wiele emocji, które trzeba wykrzyczeć.

      Usuń
  3. Piękna recenzja :) Książkę widziałam w bibliotece muszę iść wypożyczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam na tę leniwą niedzielę, w której nie trzeba myśleć :-)

      Usuń