wtorek, 17 grudnia 2013

60,80,100...

WOLFGANG HERRNDORF
„CZIK”
(TŁ. AGNIESZKA KOWALUK)
WAB, GRUPA WYDAWNICZA FOKSAL, WARSZAWA 2013

Najpierw była Tatjana. Najpiękniejsza w klasie. Z długimi, gęstymi włosami. Jedna z tych dziewcząt, których imię każdy chłopak wypisuje na tylnej okładce zeszytu do matematyki. Maik też. Jakiś czas temu po korytarzach szkoły poniosło wiadomość, że zaraz na początku wakacji Tatjana wyprawia swoje urodziny. Że to będzie gdzieś pod Berlinem. W wielkim pięknym domu. I że z dorosłych będzie tylko jeden wujek, nikogo więcej. Wiadomość elektryzuje, przebiega jak iskra między jednymi a drugimi nastoletnimi ustami. Maik szuka najlepszego prezentu dla dziewczyny – kompakt Beyonce odpada, bo da jej go co druga osoba - wiadomo, że to ulubiona wokalistka Tatjany. Chce być oryginalny. Wymyśla coś znacznie lepszego. Ale w przeddzień wakacji w jego piórniku nie spoczywa mała żółta karteczka z mapą dojazdu i dokładnym adresem. Jako jeden z nielicznych został ominięty przy rozdzielaniu zaproszeń.
„W domu z godzinę stałem pod prysznicem. Potem poczułem się trochę lepiej, mniej więcej tak, jak rozbitek dryfujący tygodniami po Atlantyku, kiedy obok przepływa wycieczkowiec i ktoś rzuca do wody puszkę Red Bulla, a statek odpływa dalej – mniej więcej tak.”
Jest sam w domu – mama na „farmie piękności” (kuracja odwykowa), tata w „podróży służbowej” (wyjazd z bardzo młodą, bardzo atrakcyjną i bardzo biuściastą asystentką). Ma przed sobą dwa tygodnie parnych, berlińskich wakacji, w których nic nie będzie się działo, bo jest sam, bo nie ma przyjaciół, bo żółte karteczki latają zbyt wysoko nad jego głową. I nagle w jego drzwi puka przeznaczenie – po drugiej stronie stoi Czik – „kolega” z klasy, Rosjanin, z jakimiś niemieckimi przodkami, chłopak, który ma powiązania z mafią, plastikową reklamówkę zamiast plecaka, problemy z językiem niemieckim, czasem przychodzi na lekcje pijany i ma najgorsze ciuchy w całej szkole. Dobrze ubranego, schludnego, akuratnego Maika dzielą od Czika tylko drzwi – ale w końcu je uchyla. Potem kradną starą ładę, otwierając ją magicznym sposobem na piłeczkę tenisową (a może magia nie istnieje?) i wyruszają do Siedmiogrodu – bo tam Czik ma dziadka, bo dziadek jest fajny i jeszcze dlatego, że przecież trzeba czasem spędzić urlop jak człowiek, na wycieczce zagranicznej.
W tej książce Tatjana jest najważniejsza, choć to nie jest książka o Tatjanie. Tatjana jest tą iskrą, która odpala samochód bez kluczyka. Ale potem zostaje gdzieś daleko w tyle. Bo to książka o tym, jak rodzi się przyjaźń – taka, która znaczy więcej nawet, niż impreza urodzinowa u najgorętszej laski w szkole. To książka o tym, że czasem trzeba zapomnieć o oddychaniu, żeby odetchnąć pełną piersią. I o tym, że tylko raz ma się szansę wskoczyć do kradzionej łady i wyruszyć na podbój świata – bez mapy, z pięknym planem, żeby skręcać zawsze tylko w prawo, albo tylko w miejscowości na literę M. I tylko raz ma się 14 lat i tyle szczęścia, żeby nawet dachująca łada nie zabiła w tobie sensu życia.
To powieść drogi, a ta droga nie jest tylko od punktu A do B, bo to skąd się zaczyna i dokąd się dąży nie ma tu najmniejszego znaczenia. Najważniejsze kto siedzi obok i czy będzie się w stanie pokonać własne lęki, ograniczenia, sztucznie narzucone bariery – czy z pełną świadomością da się wjechać rozklekotaną ładą w zastały i zatęchły porządek świata?
Świetna książka, dziejąca się powoli, nieśpiesznie, a jednocześnie pędząca sześćdziesiątką, osiemdziesiątką, setką! O tym, że zmiana wymaga po prostu przekręcenia kluczyka w stacyjce. I że nawet, jeśli nie ma się kluczyka, to zawsze znajdzie się piłka tenisowa.


[Książę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa WAB, należącego do Grupy Wydawniczej FOKSAL]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz