niedziela, 12 grudnia 2010

SMAKI, ZAPACHY, TAJEMNICE


SHAHRIAR MANDANIPOUR
„IRAŃSKA HISTORIA MIŁOSNA.OCENZUROWANO”
(TŁ. MACIEJ ŚWIRKOCKI Z ANGIELSKIEGO TŁUMACZENIA SARY KHALILI)
WAB, WARSZAWA 2010

Jak smakuje połykany naraz ból, strach i śmiech? Jaki ma kolor i jak się go opowiada? 
Najlepiej zapytać Mandanipoura…
Wie dokładnie, jakie dawki rozdzierającego krzyku, miłosnego zachwiania równowagi i uśmieszku, ukrywanego pod czadorem, pomieszać ze sobą, żeby wyszła świetna książka. Jestem zachwycona, rozbawiona, zadziwiona i zafascynowana tą historią. 
Jest w niej trzech bohaterów. Jest Sara i Dara – dziewczyna i chłopak o imionach/pseudonimach ze szkolnej czytanki. 
Sara studiuje historię literatury. Kocha książki i właśnie w książce pewnego dnia odnajduje list od Dary. Czyta potajemny szyfr, którym chłopak opowiada swoje uczucie. Czyta, że Dara zna na pamięć jej buty, że nadał im imiona. Bo Dara nie może tak po prostu opowiedzieć wszystkiego Sarze. Musi mówić tajnymi znakami, takimi, które rozumie tylko ona. A to dlatego, że obydwoje mieszkają w Iranie. A Iran jest jak wielki czarne oko, które nie ma powieki. Nieustannie patrzy, kontroluje i nie pozwala by młody mężczyzna tak po prostu zakochał się w młodej kobiecie. Po ulicach Iranu chodzą patrole Kampanii do Spraw zepsucia moralnego i karają uderzeniami w brzuch dziewczyny, którym spod chusty wymknie się jeden czarny jak heban włos. Albo uderzają w głowę mężczyznę, który spojrzy na kobietę z uśmiechem – oczywiście, gdy ta kobieta nie jest jego siostrą. Miłość w Iranie polega na kombinacjach, na nieustannym uciekaniu, na tajemnicy i na sprycie, a na randkach, zamiast rozmawiać o uczuciach wymienia się marki pralki i lodówki. W razie, gdyby patrol złapał jakąś parę razem na ulicy na pewno zostaną przesłuchani – jeśli nie wiesz, jakie drzewo rośnie przed domem mężczyzny, to na pewno znak, że nie jesteś jego krewną, że musisz wrócić do domu z rozciętą wargą.
Trzecim bohaterem, prócz Sary i Dary jest autor. 
Już na samym początku deklaruje, iż „(…)chce napisać pogodną opowieść o miłości, w której nie ma smutku, w której nikt nie umiera i nie cierpi i w której nie złamie się nawet rysik ołówka (…)” [s.75]. Wie też, że irańskie historie miłosne nie mogą być zwyczajne, że tak, jak kochankowie, muszą być po prostu sprytne. Więc dochodzi do wniosku, że sam siebie ocenzuruje. Wykreśli to, co na pewno wykreśli cenzor (w tekście są faktycznie całe zdania, całe akapity przekreślone), pominie to, co pominąć trzeba dla dobra swoich bohaterów i do tego dokładnie nam opowie, dlaczego dany fragment musiał usunąć, albo dlaczego w ogóle nie może nawet pomyśleć o umieszczeniu go w książce. Poznajemy więc podwójną Irańską historię miłosną – oficjalną i podziemną. Tę, gdzie Dara spotyka swoją ukochaną i dla zabawy idą do sklepu przemierzać suknię ślubną i tę, gdzie ta scena w ogóle nie może mieć miejsca, gdyż mężczyznom nie można wchodzić do sklepów, w których jest sprzedawana odzież (a już w szczególności bielizna) damska.
„Wchodząc do meczetu Sara i Dara nie zauważyli ducha zmarłego poety(…)w chwili kiedy duch ujrzał Sarę, jego smutne usta rozciągnęły się w uśmiechu. Szybko stanął u jej boku, tak blisko jak to tylko było możliwe, i odprowadził dziewczynę aż do wejścia dla kobiet, bo nawet duchowi poety nie wolno wchodzić do tej części meczetu.” [s.172]
Dowcip, dystans, ironia, ośmieszenie, aby pokazać prawdę, trochę oswoić, wyśmiać, by poczuć się choć odrobinę lepiej – to wszystko robi autor – to taka trochę książka-terapia, która pozwala na przeżycie każdego kolejnego dnia w kraju, gdzie „(…)zakazano noszenia krawatów (…), zapewne dlatego, że można je uznać za coś w rodzaju strzałki wskazującej męskie genitalia.” [s.104]
To naprawdę genialnie pomyślana książka, coś z czym dotąd nie spotkałam się w literaturze. Dochodzi do tego, że autor wchodzi w interakcje ze swoimi bohaterami, wychodzące poza schemat autor/postać. Na przykład zadrapuje auto konkurenta do ręki Sary, pana Sindbada, w złości i żalu, po to, by pomóc swojemu bohaterowi, by określić, po której ze stron stoi. Albo wspomina, że „czasami wydaje mi się, że Sara podgląda to, co piszę o Darze i o jego myślach. Jeżeli moje podejrzenia są słuszne, będę musiał się z nim zgodzić, że nie powinienem ufać kobiecym postaciom ze swoich opowieści.” [s.241]
Zabawna, taką zabawnością, która umożliwia przełknięcie bólu. Zapominanie o absurdzie, o strachu (i trochę też o tym, że w Polsce mogłoby być podobnie).
Jest na przykład scena cenzurowania filmu „Tańczący z wilkami”. Cenzor, który ma podjąć decyzję o puszczeniu filmu jest niewidomy (sic!). Wraz z nim siedzą na seansie dwaj mężczyźni – taki od spraw czysto filmowych i taki od moralności. Opowiadają cenzorowi scenę po scenie. I ubolewają na przykład nad tym, że bohater i bohaterka nie byli rodzeństwem. A potem dochodzą do wniosku, że przecież można wmówić widzowi, iż tak jest – wycinają sceny łóżkowe, zamazują sceny z nagim dekoltem bohaterki i w scenie indiańskiego ślubu podkładają informację, że brat i siostra odnalezieni po latach, muszą przejść specjalny rytuał, który na nowo ich ze sobą połączy, jako rodzeństwo… Brak słów, aby skomentować.
I jedno, co bardzo mocno do mnie dotarło pod koniec książki, gdy Sara i Dara po raz pierwszy z życiu spotykają się sam na sam. Mężczyzna nie potrafi pocałować kobiety, boi się, waha, krępuje się nawet pomyśleć o pożądaniu jej…
Obraz kobiety w literaturze irańskiej to obraz kobiety nieskażonej, kobiety, którą widzi się całą, nie ograniczając jej do piersi, albo tyłka. To obraz kobiety, u której wielbi się stopę, u której czyta się drogę żyłki, biegnącej w górę kostki, u której zauważa się, że na dużym palcu lewej nogi ma pieprzyk. To kobieta, u której stóp się kładzie po to, by poznać każdy najdrobniejszy szczegół jej anatomii. Gdyby zapytać Darę, na pewno potrafiłby powiedzieć, ile włosów na głowie ma Sara. Nie widzi wszystkiego od razu, musi zdobywać i chłonąć przypadkowe znaki, przypadkowe odsłonięcia skóry – jak bardzo to inne od kultury zachodu, ale to w pewien sposób piękne. Piękne.
Mam wrażenie, że nie napisałam nic o tej książce, że ma w sobie tyle niezmierzonego, tyle potencjału, że mogłabym pisać całą noc.
Jedynie zakończenie mi się nie podobało, choć było bardzo w konwencji tej książki. 
Polecam.

Moja ocena: 5,5/6

4 komentarze:

  1. Uwielbiam takie odkrycia. Dziękuję, że w tak ciekawy sposób przypomniałaś mi o tej książce. Mignęła mi gdzieś w zapowiedziach wydawniczych, a potem zapomniałam o niej. Zaopatrzę się w nią na pewno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lirael - to niesamowita pozycja, koniecznie przeczytaj i podziel się :-) Pozdrawiam zimowo.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale narobiłaś smaka na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie zakończenie się podobało, bo pozostawia miejsce na domysły. Dla mnie w pewnym momencie przestało być ważne, czy młodym uda się spotkać na osobności czy nie. Bardziej interesowało mnie, co też autor chowa jeszcze w zanadrzu;)
    Nietuzinkowa lektura.

    OdpowiedzUsuń