poniedziałek, 29 listopada 2010

DAJCIE MI PROSZĘ…


HARUKI MURAKAMI
„1Q84”
(TŁ. ANNA ZIELIŃSKA-ELLIOTT)
MUZA SA, WARSZAWA 2010

Zaczyna się od „Sinfonietty” Janáčka.

Oczywiście zaraz znalazłam w internecie i posłuchałam. I pomyślałam, że to będzie naprawdę niesamowita książka.

Nie szukałam żadnych informacji na jej temat. Nawet nie chciałam wiedzieć, o czym tak naprawdę jest. Chciałam być białą kartą, żeby sama ją przeżyć, sama zrozumieć (na swój sposób) i niekoniecznie przypominać sobie zaraz Orwella, mimo, że tytuł sam na to wskazuje.
Pierwsza scena przemówiła do mnie z niezwykłą mocą.
Aomame, młoda Japonka, jedzie taksówką, z głośników wydobywa się wspomniana „Sinfonietta”. Kierowca stwierdza, że jest straszny korek i na pewno dziewczyna spóźni się na spotkanie, na które ją wiezie. Aomame jest podenerwowana, wie, że nie może się spóźnić ani o minutę, gorączkowo szuka wyjścia z sytuacji, ale jest zamknięta w taksówce, na środku autostrady, nie może wysiąść, tym bardziej, że nie ma możliwości, aby zmieniła środek transportu. Kierowca daje jej radę – kilka metrów dalej są schody ewakuacyjne, o których mało kto wie - są tam dla robotników, ewentualnie w razie wypadku. Niedaleko jest stacja kolejki. Mężczyzna sugeruje, żeby Aomame zeszła schodami i poszła na pociąg – wtedy ma szansę zdążyć.
I oto w środku dnia, z wysokich na kilkanaście metrów schodów na autostradzie, schodzi kobieta - ubrana w obcisła spódnicę, marynarkę, w torbie ma buty na obcasach i rozwiewające się na wietrze długie włosy… 
Jak dla mnie mistrzowska scena… Taka w stylu Murakamiego.
Aomame jest pierwsza. To singielka (nie cierpię tego słowa, ale tu jest najbardziej adekwatne). Pracuje jako trener fitness i samoobrony dla kobiet. Po godzinach zaś wykonuje zlecenia prywatne i masaże pewnej starszej damy. Do Aomame należą rozdziały nieparzyste.
Drugi jest Tengo – trzydziestokilkuletni pisarz, który nie wydał do tej pory żadnej książki. Wciąż bierze udział w konkursach dla debiutantów, poza tym uczy matematyki na kursach przygotowawczych i dorabia sobie jako recenzent i dziennikarz w piśmie jednego z jurorów konkursu. Również jest singlem. Od swojego opiekuna dostaje nietypową propozycję – ma poprawić tekst powieści jednej z debiutantek tak, aby książka otrzymała nagrodę. Tengo zapełnia rozdziały parzyste (w tym coś jest – jakieś Jing i Jang, dopełnienie męskości przez kobiecość, dwie równoważne siły, dwa światy, które krążą obok siebie…).
Aomame i Tengo spotkali się kiedyś, w przeszłości. Ale nie można powiedzieć, że się znają. Dziwnym trafem obydwoje zaczynają się zajmować jedną sprawą – tajemniczą sektą religijną, którą podejrzewają o krzywdzenie ludzi. Na kartach pierwszej części powieści nie spotkali się ponownie, ale jestem przekonana, że jeszcze to nastąpi. 
No właśnie – „1Q84” to zaledwie pierwszy tom. Jestem zła, że nie poczekałam, że nie połknęłam całej trylogii od razu (choć musiałabym być niezwykle wprost cierpliwa…). Teraz czuję tak wielki niedosyt, tak wielką pustkę i przepaść, mam milion pytań, mam milion domysłów, wszystko wisi na jednym cienkim włosie, wyrwanym z głowy dziesięcioletniej dziewczynki o imieniu Tsubasa…
To książka przepełniona symbolami – są dwa księżyce, jest pisanie historii na nowo, jest „Sinfonietta”, są tajemniczy Little People – niejako władcy w sekcie, jest wiara, jest seks (również jawiający się jako pewien symbol). Te motywy błyszczą, pojawiają się i w świecie Aomame i w świecie Tengo, ale to powieść o dwójce ludzi, z których każdy ma niejako dwa światy, nie wiadomo, czy te światy się ze sobą pokrywają, czy nie. Aomame mówi przecież „W jakimś momencie świat, który znałam, zniknął, albo usunął się, a zastąpił go jakiś inny świat. Tak jak przestawia się zwrotnica. To znaczy moja świadomość należy do tamtego, poprzedniego świata, ale sam świat zmienił się na inny. (…) Większość nowego świata została bez żadnych poprawek przejęta ze znanego mi starego. Dlatego nie trafiłam na żadne realne przeszkody (…)” [s.168-169] i dalej „Rok 1Q84 – tak będę nazywała ten nowy świat, postanowiła Aomame.” [s.175] Nie ma gwarancji, że Tengo porusza się po tym samych ulicach. Nie wiadomo, kto kogo śni, a więc nie wiadomo, czy mają szansę się spotkać. 

To dla mnie najbardziej brutalna i mroczna książka Murakmiego. Jest też, mimo bogactwa metafor i znaczeń, najbardziej oczywistą książką. W tym sensie, że jest najbardziej osadzona w rzeczywistości (przynajmniej na tym etapie). To trochę inny Murakami, niż ten, którego znam, kładzie nacisk na inne aspekty. Zawsze do tej pory najważniejsze wydawało mi się to przenikanie światów, to możliwe/niemożliwe, to tu/tam, wchodzenie w głąb lustra i pokazywanie, iż rzeczywistość po jego drugiej stronie też istnieje. Tutaj mam wrażenie, że najważniejszy jest świat realny, jego krytyka, jego czerń, brutalność, przemoc. Ta książka jest mocno osadzona w złu świata, mocno akcentuje niedoskonałości rzeczywistości. To trudna książka, pełna goryczy. 
Owszem, są sceny, które mnie omamiły swoim pięknem i delikatnością – to scena, gdy Aomame zaprzyjaźnia się z motylem, scena, gdy toczy się rozmowa na temat psa uwielbiającego szpinak, scena, gdy dziesięcioletnia dziewczynka łapie za rękę dziesięcioletniego chłopca… Nie mniej jednak są one kontrastem, który jeszcze uwypukla te rany, chropowatość i blizny świata.

Mimo to po przeczytaniu tej książki miałam ochotę usiąść i zacząć jeszcze raz od nowa. Wiedziałam, że to kopalnia diamentów, ale takich małych, jak pół paznokcia, które ukrywają się pod kamieniami i piaskiem. Trzeba szukać z oczami szeroko otwartymi, tropić, węszyć. Zdaję sobie sprawę, że na pewno mnóstwo przeoczyłam, że odnalazłam zaledwie garstkę. Że wiele motywów pozostało niejasnych. Ale pocieszam się tym, co powiedział jeden z bohaterów książki: „Bo wiesz, ja wśród powieści najbardziej cenię te, których nie mogę do końca zrozumieć.” [s.34]

Nie oceniam tej książki z dwóch powodów – po pierwsze jestem nieobiektywna w stosunku do Murakamiego, kompletnie zaślepiona jego talentem. A poza tym „1Q84” to cześć cyklu, urwana w połowie (w jednej trzeciej!) historia, która nabierze zupełnie innego sensu, gdy przeczytam pozostałe dwie. 

Nie oceniam, ale polecam…

…i dajcie mi proszę kolejną część JUŻ!

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MUZA SA]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz