czwartek, 11 listopada 2010

DWIE MAŁGORZATY CZYLI MAŁA I DUŻA LITERATURA POLSKA

Za oknami powiewają białe-czerwone flagi, zimno jak diabli i deszcz… Mój patriotyzm przejawi się dziś w podzieleniu się odczuciami na temat dwóch polskich książek (broń Boże autorek!). I ni będzie to niestety li tylko pochwalny tekst…

mała proza:

MAŁGORZATA KALICIŃSKA
„ZWYCZAJNY FACET”
ZYSK I S-KA, POZNAŃ, 2010 

Rozlewisko przeczytałam w dobrym nastroju – zaczarowało mnie trochę, trochę rozbawiło, momentami - fakt – było denerwujące i płaskie, ale ogólnie mnie zrelaksowało, wprowadziło w dobry nastrój.
Sięgnęłam po „Zwyczajnego faceta” licząc na ten sam delikatny feeling, co przy sadze mazurskiej. Wiedziałam, że temat jest zgoła inny, że autorka się zarzekała, że nad Rozlewisko już nie wróci, że napisała książkę z punktu widzenia mężczyzny – z tego wszystkiego zdawałam sobie sprawę, ale miałam nadzieję… 
Moja nadzieja została brutalnie zdeptana buciorami roboczymi głównego bohatera, nudą, wyzierającą z książki, sztucznością, przekleństwami, stereotypami i w ustach poczułam taki niesmak, że do teraz mi się odbija. 
To książka o dojrzały mężczyźnie, po pięćdziesiątce, którego poznajemy, gdy jedzie właśnie na wakacje na Mazury. Na co dzień pracuje w Turku, w Finlandii. Wyjechał tam, gdy stracił pracę w stoczni (jest parę bluzgów na polskie elity rządzące za podjęcie takiej decyzji i za to, że nie potrafili polskich stoczni uratować). Z perspektywy czasu mężczyzna opowiada swoje życie, to, co doprowadziło go w to dziwne, zakręcone miejsce jego życia. Wiesiek jest właśnie w trakcie rozwodu – ma żonę z jakimś problemem psychicznym która nieustannie robi mu awantury, poniża go i tłamsi. 
I tych awantur jest w tej książce strasznie dużo – co dwie, trzy strony. Jakby autorka nie wierzyła, że czytelnicy po jednym, dwóch przykładach mogą zrozumieć o co chodzi. Jakby chciała na siłę obronić rację swojego bohatera i usprawiedliwić to, że wystąpił o rozwód. A my tak naprawdę przyznaliśmy mu rację już na początku. Tyle, że im więcej o tym czytamy, tym bardziej zaczynamy wątpić w Wieśka.
Moim zdaniem autorce zabrakło pomysłu na tę książkę. Wydawało jej się, że wie co myślą i kim są faceci – och, jak stereotypowo bardzo ich potraktowała! Jak mocno niesprawiedliwie i sztampowo! Jak bez poczucia i polotu! Wszyscy lubią wypić – nie ma takich, którzy nie lubią. Wszyscy lubią seks – szczególnie Karol, przyjaciel Wieśka, który pokazany jest jako „typowy samiec” – singiel, własne małe mieszkanko, gotuje, sprowadza dziewczynki, pije i namawia Wieśka do pójścia do domu publicznego, gdy ten mu się zwierza, że nie wie, co zrobić ze swoim życiem i swoją kobietą… 
Kalicińska też moim zdaniem za bardzo chce szokować, co wychodzi wręcz śmiesznie. Chyba wydaje jej się, że musi udowadniać, iż może pisać o wszystkim, że żaden temat nie jest jej obcy, że nic nie jest tabu. Tylko po co? Jest taka scena, gdy Wiesiek idzie się kąpać do zimnego, wrześniowego jeziora. I opowiada o tym, że zmalał mu wacek i jądra… Ta scena nic nie wnosi do treści książki, nic nie opowiada, nie udowadnia – no chyba, że brak dojrzałości u autorki… (paradoks, ale takie mam poczucie).
Poza tym denerwowała mnie narracja pierwszoosobowa, której Kalicińska nie umiała tu moim zdaniem dobrze wykorzystać. Bohater mówi o rzeczach, o których mówić nie powinien – już na samym początku na przykład – opowiada swoją drogę do pensjonatu – o tu muszę skręcić, o nic, nie widać, oj, zagapiłem się i muszę zawrócić 200 metrów, oj, a teraz mijam kapliczkę, a ta kapliczka jest szara, a ja muszę ją ominąć… Wiem, że w ten sposób autorka chciała nam pokazać topografię, ale było to tak sztuczne i naciągane, że zastanawiałam się, czy już w tym momencie nie odłożyć książki… I trzeba było…
Bo męczyłam się, wyglądałam końca, nie odpoczęłam tak jak przy Rozlewisku, nie poczułam tej kobiecej zwyczajności, w której zaklęte jest piękno…
Odradzam, niepatriotycznie odradzam…

Moja ocena: 1/6

DUŻA PROZA:

MAŁGORZATA WARDA
„NIKT NIE WIDZIAŁ, NIKT NIE SŁYSZAŁ”
ŚWIAT KSIĄŻKI, WARSZAWA 2010 
To z kolei książka po którą sięgnęłam z dwóch powodów – z powodu ”Czarodziejki” (koszmarna okładka, zupełnie nieprzystająca do treści, do klimatu i do sensu tej powieści), którą parę lat temu kupiłam na jakiejś wyprzedaży „do spróbowania”, a która zaczarowała mnie i zupełnie pochłonęła. Lubię takie powieści, gdzie na samym końcu wszystko wywraca się do góry nogami i gdzie nic nie jest takie, jak jawiło się na początku. Drugim powodem zaś jest to, iż Warda jest gdynianką z pochodzenia, a ja gdańszczanką z wyboru/konieczności/miłości. To zaraz obok siebie. Inaczej się czyta książki, gdy znamy ulice, po których chodzą bohaterowie, gdy piliśmy herbatę w tej samej kawiarni, co główna bohaterka.
O czym jest „Nikt nie widział, nikt nie słyszał”? Dokładnie o tym – o zaginionych dzieciach. O tym, jak z gwarnego, oblanego słońcem podwórka w środku wielkiego miasta znika Sara – kilkuletnia dziewczynka. Nikt nie widział, co się z nią stało. Całe miasto, podniesione na nogi w panice biega w kółko, wszystkie psy wyją i skomlą. Ale nie ma żadnego śladu. Prócz kilku włosów. 
Jest też historia Agnieszki – jej matka oddała ją na przechowanie przyjaciółce, a po kilku latach wróciła i wyrwała ją w objęć znanego terytorium po to, by zamieszkać z nią w Paryżu.
A w parku w Łebie zostaje odnaleziona kobieta – podaje się za dawno zaginioną dziewczynkę – z tym, że teraz jest już dorosła i ma zmrużone powieki – nie może sobie poradzić ze światłem słonecznym…
Te wszystkie trzy historie się połączą. Zupełnie inaczej, niż nam się wydaje (choć ja przeczuwałam troszkę, troszeczkę ten koniec – nie do końca oczywiście, bo to było raczej niemożliwe, ale w zarysach owszem).
To, w przeciwieństwie do książki Kalicińskiej, powieść napisana pięknym, dobry językiem polskim. Bez wulgaryzmów, bez niepotrzebnych scen, bez patosu. Książka nieco psychologiczna, a nieco obyczajowa. 
To pomieszanie dzieciństwa i dorosłości. Gry w klasy, oranżady w proszku, jedzonej ze zmoczonego śliną palca i strachu, ogrodzenia przy lotnisku, na którym powiewają trzy włosy. Nie do końca wiadomo czyje…
Zrobiły na mnie wrażenie niesamowite obrazy, których zbiór zapisałam w pamięci i które dołączają do mojej kolekcji:
…dwie dziewczynki, przyjaciółki, które rozmawiają przez zamknięte drzwi, bo mama jednej nie pozwala jej otwierać drzwi, gdy nikogo dorosłego nie ma w domu…
…czarna spódnica baletowa – czy jakakolwiek baletnica tańczy w czarnej spódnicy?...
…zespół Myszki, dziewczynki tańczące w programie telewizyjnym, które okazują się głuchonieme i rozmawiają ze sobą na migi, tuż po tym, jak schodzą z wizji…
…artysta, który robi instalacje z kobiet, a na ich ciele robi tatuaż ze swoim imieniem…
…ranek, tuż po wspólnie spędzonej nocy, gdy dziewczyna wymyka się z ramion kochanka, pisze na jakiejś kartce znalezionej na podłodze „Zakochuję się w tobie” i wsuwa kartkę między inne papierzyska, zalegające podłogę. (Tak, by nie znalazł jej zbyt szybko, ale żeby znalazł, gdy przyjdzie na to pora – tak sądzę)…

I tylko dziwię się, że wśród tylu wariantów nieszczęść, ja jestem szczęśliwa i w dobrym domu.
I dziękuję i boję się.

A książkę patriotycznie polecam.

Moja ocena: 4,5/6

(i jeszcze blog autorki.)

7 komentarzy:

  1. Wielbię Cię za tę szczerą opinię o pomyjach pani na K. ];]- Słyszałam identyczną opinię z ust jednego redaktora z Antyradia, który miał nieprzyjemność czytania tego czegoś. Wyraził się tak, jak i Ty, z czego można wyrobić sobie dość obiektywne zdanie, ocenę. W końcu to prawdziwy facet. Wiesz, bardzo niewielu autorom - nie tylko Polskim - udało się jak dotąd stworzyć wiarygodne postacie przeciwnych sobie płci a skoro nie potrafili tego wielcy, ba, nigdy się nie odważyli, to jakie miała szansę na powodzenie jakaś tam Kalicińska? Ale cóż. Skoro ma plery, skoro komuś opłaca się ją promować: Hulaj dusza, piekła nie ma!!

    Co do Wardy, mam tę książkę w planach, jak tylko ją upoluję ;) Słyszałam już o niej wiele dobrego, ale twoja pozytywna ocena, jeszcze bardziej mnie w tym postanowieniu utwierdza.

    Pozdrawiam zatem serdecznie w przepysznym nastroju X,DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Barbaro - Kalicińską opłaca się promować, mnóstwo babeczek ją czyta, było zachwyconych Rozlewiskiem i na tej fali kupią "Zwyczajnego faceta" w ogóle się nie zastanawiąc. Więc ktoś na niej robi niesamowitą kasę. A ja myślę, że Rozlewiska jej wyszły (no może trzecie już nie tak bardzo...), a teraz jest taką wypaloną pisarką, która na siłę musi coś pisać.
    No i nie zamierzam pisać na swoim blogu, że coś jest fajne, skoro mi się nie podobało!!!!
    A po Wardę siegnij - taka klimatyczna, COŚ jest w tej powieści...

    Ściskam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam "Czarodziejkę" i "Ominąć Paryż" Małgorzaty Wardy i obie książki bardzo mi się podobały. Zgadzam się, że okładki to jakaś totalna pomyłka. Ta najnowsza chyba w końcu doczekała się godnej oprawy. ;) Już zamówiłam w bibliotece. :)
    A Kalicińską podczytałam w empiku i stwierdziłam, że jednak nie. Z tego co piszesz, miałam nosa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz Lili - w sumie od nikogo jeszcze nie usłyszałam, że nowa Kalicińska jest dobra...
    "Ominąć Paryż" też z chęcią przeczytam - gorzej, że poprzednie książki są strasznie słabo dostępne!
    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohoho ;-) Czyżby fenomen Kalicińskiej się zakończył? Aż mi się ciśnie na usta "A nie mówiłam?" ;-)
    dobra ta krytyczna recenzja- wiecej takich potrzeba. Może wydawnictwa się obudzą i przestaną wydawać szmiry...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki, dzięki za Kalicińską, bo już myślałam, że ja mam coś nierówno pod sufitem, że nie lubię prozy tej Pani i już! Tak pięknie napisałaś o Nikt nie widział ..., że mam ochotę sięgnąć po nią raz jeszcze:)))

    Balianna hahaha:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Balianno droga - ja też hahaha :-)))
    Ale nie łudź się - wydawncitwa nigdy nie przestaną wydawać szmir, bo na nich zarabiają. Poza tym (już kiedyś, gdzieś o tym pisałam) wolę, żeby ktoś przeczytał nawet taką Kalicińską, niż ma nie przeczytać nic, albo - co gorsza!!! - jakieś "Party życie gwiazd" czy inną dziwną gazetę... (nota bene - czy tylko mi muzyczka z reklamy tego czegoś kojarzy się z radzieckimi kreskówkami????) Pozdrawiam moja utalentowana Balianno!!!

    moni - ha, gusta są różne i nie wszytsko wszytskim musi się podobać. To, że coś jest uznane za "dobrą" literaturę (...i tu można rozpocząć długą, niekończącą się dyskusję na temat co jest dobrą literaturą, a co nie jest...)wcale nie oznacza, że musisz się w tym zakochać. A zcasem lekka, niepozorna książka może Cię oczarować, nawet nie wiadomo dlaczego.
    Widzę, że jesteś wielką fanką Wardy. Ja jeszcze siebie tak nie mogę nazwać, bo czytałąm dopiero dwie pozycje, ale uważam, że jest jedną z ciekawszych postaci współczesnej literatury polskiej, a już na pewno jedną z najciekawszych jeśli chodzi o tak zwaną "literaturę kobiecą" (...i tu kolejna dyskusja bez końca...).
    Pozdrawiam :-)))

    OdpowiedzUsuń