poniedziałek, 22 listopada 2010

COŚ MAGICZNEGO


BRIGID PASULKA
„DAWNO, DAWNO TEMU I PRAWIE NAPRAWDĘ”
(TŁ. BARBARA GADOMSKA)
AMF +, WARSZAWA 2010 

Dawno, dawno temu, tuż przed drugą wojną światową, w małej tatrzańskiej wiosce o wdzięcznej nazwie Półwieś, żyła sobie Anielica Hetmańska. Byłą najpiękniejszą dziewczyną w wiosce. I żył też sobie Gołąb, który w oczy Anielicy tak się zapatrzył, że postanowił na nią zasłużyć i zbudować jej dom. 
„Przez całe nasze dzieje – począwszy od średniowiecznych warsztatów, a skończywszy na adaptacji loftów w krajach Unii Europejskiej – my, Polacy, zawsze byliśmy znani ze złotych rąk. Nasze umiejętności obejmują naprawę wozów drabiniastych i komputerów, konstrukcję maszyn i domowy wypiek weselnych tortów, budowę wiejskich kościołów i amerykańskich drapaczy chmur. I to wszystko bez otwierania książki, występowania o pozwolenia czy sporządzania projektów. A ponieważ zaloty do pięknej dziewczyny przy użyciu wszystkich części ciała dopiero ostatnio weszły w modę, na wiosnę 1939 roku Gołąb postanowił solennie zalecać się do Anielicy samymi rękoma.” [s.11]

Jakieś pięćdziesiąt lat później żyła sobie Baba Jaga. Z Półwsi przyjechała do wielkiego, pięknego Krakowa. Zamieszkała z Ireną i jej córką Magdą i próbuje ułożyć sobie życie, spleść powoli wszystkie niteczki, pokazać jakiś wzór, dać nam obejrzeć całą historię Polski wplecioną we włosy babki-poczmistrzyni, w koszulę ojca-pijaka, przepleść między palcami nowego chłopca. Sprząta u starej aktorki, podaje piwo w jednej knajpce, chłonie świat i szuka pomysłów na przyszłość.

A potem wszystko się łączy… I oczy Anielicy i oczy Baby Jagi i Półwieś i Kraków i Polska tam i wtedy i Polska tu i teraz.

To dla mnie niezwykła książka. Każdy jeden detal okaże się ważny, historia rozwinie się jak wielobarwny dywan, podłoży nam się pod stopy, a my będziemy chodzić i widzieć wzory i zauważać, że układają się w kwiaty, w krew, w miłość, w Kraków.

Autorka książki jest Amerykanką polskiego pochodzenia. Przyjechała do Polski po raz pierwszy na początku lat dziewięćdziesiątych (taka jak Baba-Jaga). Nie znała słowa po polsku, nie trawiła polskiej kuchni, nie wiedziała, jak poruszać się po ulicach, głowa pewnie pękała jej od szeleszczących słów, wypadających z ust Krakowiaków. Ale się zakochała. Gdzieś pod pomnikiem Mickiewicza żywiej zabiło jej serce. Zapisała siebie, swoją miłość do tego kraju, do ludzi, których spotykała po drodze, do barszczu i pierogów. Ale też do polskiej historii. Napisała piękną, cudowną bajkę o polskości. Bajkę, która mogła się zdarzyć i na pewno się komuś zdarzyła. I na pewno ktoś był kiedyś Anielicą, a ktoś na pewno był Gołębiem i zbudował dla niej dom. I jest, ciągle jeszcze jest mnóstwo Magd i jeszcze więcej Bab-Jag… 
W tej książce widać tak ogromne pragnienie poznania, zbadania, zatrzymania chwili, miłości, historii, dotknięcia kamieni, posmakowania rzeki, zaciśnięcia w pięści bijącego serca polskości… I to jest niesamowite, bo wielu Polaków nie interesuje się gołębiami na rynku – więcej – nawet ich nie zauważa. A Pasulka wchłonęła w siebie cała atmosferę Krakowa – ja też zapamiętałam go w taki sposób, jako miasto żywe, kolorowe, pełne, czasem pijane, a czasem roześmiane, czasem nietolerancyjne, a czasem kosmopolityczne. 
„Nigdy nie zapomnę mojej wizyty w Piwnicy pod Baranami. Zobaczyłam tłum ludzi, a w środku mężczyznę, który jaśniał jak słońce. To był Piotr Skrzynecki. Pomyślałam wtedy, że znalazłam się w środku polskiej duszy.” (źródło)

I to zakochanie chce opowiedzieć, pięknymi, bajkowymi słowami, to wyjście do człowieka, który siedzi w barze mlecznym podanie mu ręki, wysłuchanie, co ma do powiedzenia, a potem w zamian oddanie mu części swego świata. 
To snucie, dzierganie ze słów szalika, który otuli szyję, zakryje nos, nawet oczy, tak, że wszystko będzie widać przez delikatną siateczkę polskich słów koloru gołębiego puchu…

Ja – oczarowana…

[Tu strona autorki]

Moja ocena: 5,5/6

P.S. A teraz tonę w Murakamim – NIE PRZESZKADZAĆ!!!

6 komentarzy:

  1. To ja bym chciała tę książkę przeczytać. Szczególnie, że ostatnio nasżło mnie na czytanie polskich tytułów i co kolejny, to gorzej, szczęścia nie mam. Teraz się "Kobietami z Czerwonego Bagna" zniesmaczam, więc może akurat dobra książka o Polsce, zamiast polskiej podziała jako odtrutka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ci Słońce, za tak cudną recenzję i sam pomysł na najbliższe długie wieczory. Zakupię to cudo przy najbliższej okazji, czyli niedługo ;) i utonę w niej cała. Wreszcie coś optymistycznego, wreszcie coś pięknego, bo z innego punktu widzenia, coś co pozwala nam samym zakochać się w miejscu, z którego pochodzimy. Rozmarzyłam się, na pewno ją przeczytam :)))))

    Pozdrawiam serdecznie :)) :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Liritio - ja przeczytałam wcześniejszą książkę tej pani i po "Bagna" już nie sięgnęłam. Ciężko z dobrą polską literaturą. Ale "Dawno, dawno temu..." mnie zachwyciło. Polecam i jestem ogromnie ciekawa Twojej opinii :-) Ściskam.

    Barbaro - to właśnie taka literatura rozmarzona trochę. Miłych długich zimnych wieczorów... :-***

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem w połowie książki, ale robię sobie długie przerwy w czytaniu, żeby za szybko jej nie skończyć, bo żal czekać tak długo na kolejny tom ;]

    pozdrawiam,
    t.

    OdpowiedzUsuń
  5. to ładnie, chciałam skomentować pod murakamim - 1Q84, a nie tutaj, przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A u mnie ta ksiazka lezy i czeka na lepsze czasy - zwlaszcza na wiecej czasu...Ale teraz to mnie dodatkowo zmotywowalas... dziekuje, ANna

    OdpowiedzUsuń