wtorek, 10 stycznia 2012

KALOSZE ZIMĄ, CZYLI TYDZIEŃ WRACA NA UTARTE TORY

Ułożyłam tytuł, zapisałam go nawet i gotowanie zupy oderwało mnie od komputera. Poszłam, a gdy wróciłam dziś rano za oknem już był śnieg. Zima mnie rozbawiła i dała mi prztyczka w nos.
A chciałam o tym, że kilka dni temu szłam z rozłożonym nad głową fioletowym parasolem i w czarnych kaloszach których zawsze jestem trochę dzieckiem – bo mogę skakać po kałużach i nie mam mokrych stóp, bo mogę skakać po kałużach i udawać, że to dlatego, że się spieszę na autobus.
A chciałabym się już nie spieszyć…

Końcówka roku była zapłakana. Odszedł ktoś z mojej rodziny i dziwne to były święta. Były też wesołe, bo była moja Rodzina: Brat był, Mąż, Rodzice i Dziewczyna, którą wybrał Brat. 
Była dawno nie widziana Przyjaciółka z dzieciństwa, z którą wymyślałam kiedyś maszynę do jajecznicy. Był człowiek, którego nie widziałam jakiś milion lat świetlnych, a który okazał się milion razy lepszy od moich wyobrażeń – ktoś, kogo inteligencję, maniery i poczucie humoru podziwiam i chciałabym być po części taka jak On. Potem ktoś zachorował, ale za to Brat wybrał dziewczynę na poważnie – dał jej pierścionek i ozłocił wejście w 2012. Więc płakałam z żalu, z bezsilności, z bólu, ale też z czystej radości, z nadzieją, ze śmiechu. Huśtałam się we wszystkie strony – do samego nieba i zaraz spadałam uderzając niemal głową o ziemię. Nie uderzyłam tak naprawdę ani razu, ale w tym dziwnym, szalonym czasie nie mogłam pisać i czytać. Nie mogłam zaglądać do skrzynki wirtualnej dłużej niż na kilka minut. Taki pokręcony okres. Taki, że zimą chodziłam w kaloszach. 

Ale chyba jest dobrze. Bo dziś dotknęłam śniegu. I mimo, że nie lubię zimna, to się uśmiechnęłam. Może niedźwiedzie zasną, może ja się obudzę. Zaraz idę gotować zupę, zrobię rozgrzewającą sałatkę meksykańską i wypiję kubek białej herbaty z trawą cytrynową. Będę rozgrzewać się jedzeniem, a potem poczytam, żeby mi było ciepło w duszę. 

A.A.MILNE
„NIEDŹWIEDŹ W FUTRZE”

Gdybym był niedźwiedziem
  Dosyć dużym już,
Tobym się nie biedził,
  Że jest śnieg i mróz.
Mówiłbym: śnieg, zima,
  Mroźno, co mi tam!
Ja ciepło się trzymam,
  Bo ja futro mam.

I miałbym płaszcz i czapkę, i buty futrzane,
Miałbym brązowe spodnie futrem ocieplane
I na łapach futrzane rękawiczki,
I futrzanym szalikiem chroniłbym policzki.
I cały taki z futra – lepiej być nie może! –
Spałbym do końca zimy w futrzanym śpiworze.

Słodkich snów misiu, słodkiej herbaty wszyscy przebudzeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz