niedziela, 16 stycznia 2011

WCZORAJ I DZIŚ


BARBARA OGRODOWSKA
„TRADYCJE POLSKIEGO STOŁU”
(SERIA OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA)
MUZA SA, WARSZAWA 2010 

Piękna książka… Książka, którą czytam od kilku dnia, cytując mojemu Mężowi całe akapity. Mówię i niej, myślę o niej i czekając aż ugotuje się makaron, przeglądam zdjęcia, dotykam połyskujących, pachnących nowością kartek. 
Ogrodowska kocha jedzenie, kocha polską tradycję i dba o to, by nie zaprzepaścić jej, by zarazić tą miłością i tą dziką radością zwiedzania przeszłości, by pokazać, co ma wpływ na dzisiaj. 
Notowałam całe akapity (nie podkreślałam, bo szkoda mi było niszczyć przepychu tej pozycji), uśmiechałam się, ale i odwracałam głowę z obrzydzeniem. 
No bo na przykład urzekła mnie wiadomość, że w Wielki Piątek urządzano pogrzeb żuru – (…) wieszając na drzewie i tłukąc garnki z żurem, wcześniej dosypawszy do niego popiół i różne śmiecie.” [s.37]. 
Albo o tym, że na Wielkanoc robiono wielkie pierogi ze 180 żółtek!!!  
A gdy czytałam o tym, że kobiety piekły chleb raz na tydzień, w piątek i pieczenie trwało około 2 godzin, a przez ten czas nie mogły usiąść, żeby chleb nie opadł - czułam zapach spieczonej, złotej skórki. 
Rozbawiło mnie, że „przy pierwszym jedzeniu ‘nowalii’ ojciec lub ktoś starszy uderza dzieci łyżką po twarzy, aby nowa potrawa poszła na zdrowie.” [s.129] 
Z pewnością zjem 3 lutego jabłko – jest to dzień św. Błażeja, patrona od chorób gardeł – wierzono, że jeśli dzieci w tym dniu zjedzą czerwone jabłko, choroba ich ominie. 
Albo byłam zaskoczona, że baby podolskie, które pieczono na Wielkanoc, miały do dwóch stóp wysokości i czasem trzeba było rozbierać piec, żeby w ogóle je wyciągnąć. 
Z otwartymi ustami czytałam o staropolskich biesiadach, o rosole, który był ważony na sznurze pereł i dukacie, żeby odegnał wszystkie słabości; o maślanej kolacji, którą podawano o północy w ostatni zapustny wtorek, gdzie w misie ukrywało się żywego wróbla i gdy gospodarz uchylał wieko, wróbel odlatywał, zabierając ze sobą przyzwolenie na jedzenie mięsa – zaczynał się Wielki Post; albo o przysmakach kuchni myśliwskiej, którym były chrapy łosia, albo łapy niedźwiedzia, bądź o staropolskim przysmaku postnym, jakim był ogon bobra…
Takich ciekawostek jest w „Tradycjach polskiego stołu” niesamowita ilość. Ja byłam zachwycona poznając je. 
Książka jest poukładana, bo materiał jest tak ogromny, tak szeroki, że Ogrodowska musiała sobie na pewno wypisać na białej, czystej kartce wszystkie warzywa i owoce, o których chce powiedzieć, święta, które w Polsce są najważniejsze, te dziwne tradycje, które ciągną się za nami, te chluby i te zguby. A potem rzuciła się na pewno w przeogromne stosy książek, przepisów, zdjęć.
Autorka mówi o typowo polskich produktach (jest tu zboże, są owoce i warzywa, jest mięso i typowe potrawy, które można z nich przygotować), o najważniejszych polskich świętach, z których żadne nie obeszło się bez biesiady, uczty lub choćby troszkę wystwniejszego obiadu, o typowych posiłkach – w czasie urodzaju, ale także w czasie biedy, wspomina też o tradycji polskich książek kucharskich (gdzie niepodzielnie króluje oczywiście Ćwierczakiewiczowa!). Cała książka jest bogato inkrustowana zdjęciami i przepisami – także z prywatnych zbiorów autorki.
Po przeczytaniu jej miałam kilka przemyśleń – po pierwsze jak bardzo nasza kuchnia się zmieniała, ale również jak mocno jest osadzona w tamtej sprzed kilkuset lat – jasne, że mało kiedy i mało gdzie je się teraz kisiel z kaszy, ale jednocześnie kasza jest wciąż typowym polskim daniem. 
Poza tym zrobiły na mnie wrażenie opisy staropolskich uczt, gdzie pijaństwo to zbyt delikatne słowo (na przykład wlewanie alkoholu siłą do gardła tego, kto nie chciał pić, albo picie z buta – w dowód czci dla gospodarza, nie mówiąc już o tym, że wymiotowanie na sąsiada było w dobrym tonie…), a jednocześnie kilkadziesiąt lat potem powstały pierwsze podręczniki dobrego wychowania i manier przy stole, szereg zasad, w myśl których nie można na przykład podczas biesiady mówić zbyt głośno, albo zostawiać łyżki po zupie przy talerzu. 
Ale jednocześnie Polacy potrafili się zawziąć i gdy nadchodził okres postu – faktycznie pościli. Dziś rzadko kiedy i rzadko kto potrafi sobie odmówić jedzenia mięsa (oczywiście pomijam tu wegetarian), nie mówiąc już o ograniczeniu posiłków w ogóle.
 I ostatnie, ale chyba najważniejsze - jak bardzo mocno zapominamy swoją tradycję, nie wiemy skąd się wzięło na stole 12 potraw w Wigilię i co symbolizuje chleb. To jeden z ważnych powodów dla których ta książka powinna znaleźć się w każdym domu.

Moja ocena: 5/6

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA SA]

5 komentarzy:

  1. Szkoda, że uprzejma MUZA do mnie takich podarunków nie śle. ;)
    Może wie, że nie trzeba, bo kupię...
    Nie wiem, czy dla siebie, czy na prezent.

    Różności różne... I dałaś radę to tak w kilka dni wchłonąć? Widać, nie tylko warto mieć pod ręką, bo kompendium, ale można i w całości przeczytać.

    Poruszyły mnie pierogi 180-jajeczne. To chyba, żeby pułk wykarmić.

    Pozdrawiam. Rozejrzę się za tym tytułem. Jednak prezent, ale tak adresowany, by był w pobliżu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojeju... Uparłyście się dzisiaj, by mi jeszcze większy apetyt robić? Już druga tak pozytywna i smakowita recenzja dzisiaj :D Książka wprawdzie na półce czeka, ale miałam inne plany czytelnicze, jak nadejdzie kolej książki z Muzy (ale jeszcze je rozważę ;p).

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło słyszeć, że jeszcze od czasu do czasu pojawiają się na polskim rynku wydawniczym takie perełki :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. tamaryszku droga - miałam wolne od pracy, więc chodziłam z przysłowiowego kąta w kąt z tą książką i się zachwycałam. I nie mogłam uwierzyć w rzeczy niektóre.... Oczywiście nie czytałam ciurkiem przepisów, bo to bez sensu, ale te wszystkie ciekawostki - nie mogłam się oderwać...

    A uprzejma Muza z chęcią pewnie będzie Ci słać takie podarki, tylko musisz do nich napisać i powiedzieć, że jesteś zainteresowana współpracą. Masz cudnego, mądrego, dobrosłownego bloga, więc sądzę, że będą zachwyceni, mogąc dać coś Tobie w zamian za recenzję.

    książkowo - spokojnie można sobie podczytywać po rozdzialiku lub po kilka stron. A potem odkładać i do jakiejś powieści wracać. Tyle, że mnie wciągnęła po prostu :-)

    Barbaro - całą seria Ocalić od zapomnienia jest piękna i perełkowa :-) Pozdrawiam również :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Marpil,
    przeczytalam te ksiazke w czasie niedawnych swiat. Zauroczona bogactwem naszej tradycji. Urzekly mnie szczegolnie opowiesci dotyczace chleba. I mam pomysl by tez o tej ksiazce, wlasnie w kontekscie chleba cos napisac. Ciesze sie, ze Ci sie spodobala, tak czesto nasze ksiazkowae wybory i sympatie sie zbiegaja. Pozdrawiam Cie serdecznie, Anna

    OdpowiedzUsuń