sobota, 1 stycznia 2011

NIESPIESZNIE, DELIKATNIE…


PHILIPPE DELERM
„PIERWSZY ŁYK PIWA I INNE DROBNE PRZYJEMNOŚCI”
(TŁ. WAWRZYNIEC BRZOZOWSKI)
SIC!, WARSZAWA 2004

W Nowy Rok sięgnęłam po „Pierwszy łyk piwa” z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że chciałam zakląć 2011 na dobre lektury – podobno jaki pierwszy dzień, taki cały rok. Wiedziałam, że ta książka ma w sobie coś, że jest czymś wartościowym i może być dobrym początkiem na nową dekadę.
A po drugie to dobra książka na pierwszy dzień. Delikatna, nastrojowa, płynąca, lekko nostalgiczna, przyjemna. 
To krótkie, dwu-, trzystronicowe eseje. Na temat drobnych przyjemności. Takie, które chciałoby się przepisać na niebieskie kartki pachnące perfumami, złożyć na maleńkie kwadraciki i pochować w różnych miejscach domu – jeden w lodówce, jeden w bucie, jeden w kieszeni cienkiego, letniego płaszcza, tak, by znaleźć go za pół roku, gdy słońce będzie świecić, i gdy pójdzie się na pierwsze w tym roku lody. 

To takie wyciągnięte z życia małe skrawki - o zapachu jabłek, o czytaniu na plaży i o pierwszym łyku piwa. To takie drobnostki, które każdy z nas ma w sobie i na które czasem nie zwraca uwagi. Takie, na które warto spojrzeć z innej perspektywy i zanotować na brzegu serwetki w kawiarni, po to, by sięgnąć do nich za jakiś czas. To jest akurat zbiór Delerma. Ale każdy mógłby stworzyć swoją własną księgę małych przyjemności. Pewnie, że w niektórych punktach by się pokrywały – dla mnie to na przykład łuskanie groszku, tak pięknie przez niego opisane (mój ulubiony rozdział!), albo przyjemność kupienia nowego, jesiennego swetra. Ale moje małe przyjemności to byłoby na przykład pieczenie pierniczków na święta, gdy czuje się już specyficzny nastrój, ale jeszcze jest zbyt daleko, by go złapać, dotykanie ciepłych kartek nowej książki, moczenie w wodzie opuszków palców, gdy płynie się łódką, wąchanie świeżych, słonecznych pomidorów na targu, muskanie stopami stóp mojego męża, gdy razem leżymy i oglądamy nocą filmy… 

Piękna książka, dobra na płynący dzisiejszy dzień, gdy nic nie trzeba i można tylko i wyłącznie czytać przy gorącej, piernikowej herbacie.

Moja ocena: 6/6

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie czuję, że to książka dla mnie :) zapisałam i przeczytam, dziękuję za (pierwszą w 2011r. ;) wskazówkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ proszę droga liritio - warto, warto :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielu takich wspaniałych literackich odkryć w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
  4. No i jeszcze scena, w ktorej rano wstaje i idzie kupic croissanty na sniadanie...te proste radosci zycia codziennego, tak czasami niedoceniane, a tak celnie opisane...

    OdpowiedzUsuń