czwartek, 30 grudnia 2010

MNIEMAM, ŻE OSTATNIA…


CAROL DRINKWATER
„OLIWKOWA FARMA”
(TŁ. EWA RUDOLF)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2010 

…recenzja tego roku.
Recenzja o książce ciepłej. Recenzja o książce trochę naiwnej, trochę kiczowatej, a trochę życiowej.
Nic nie poradzę na to, że lubię takie książki. Takie książki pod tytułem rzucam wszystko i wyprowadzam się, zmieniam klimat, kocham Włochy/Prowansję i spełniam marzenie życia kupując starą, rozpadającą się posiadłość, aby stworzyć swój raj na ziemi. Po części to są takie ukryte gdzieś na dnie mnie marzenia. Po części zazdrość. A po części pragnienia stopienia zaokiennego śniegu. Bo jest brzydki, zimny, moczy nogi i w tym roku nie lubię go ani ani.
Dlatego uciekłam do Appssionaty. Ta oliwkowa farma leży na południu Francji, w Prowansji. Jest stara, zaniedbana, początkowo nie ma wody, ma za to stary basen z lat dwudziestych. 
A posiadłość należy do Carol i jej przyjaciela Michaela. Carol istnieje naprawdę. Michael też. To mężczyzna, który oświadczył się jej po tygodniu znajomości, bo wiedział, że to kobieta jego życia. Bajka, taka dla dorosłych i dla dzieci. We wszystkich są przecież księżniczki i ich mężczyźni, którzy od pierwszego wejrzenia WIEDZĄ. Nie naśmiewam się i nie piszę tego ironicznie. Ja też wiedziałam…
No i Appassionata istnieje naprawdę.
To książka o tym, jak dwoje ludzi z marzeniami przekonuje się, że nie jest łatwo je spełniać. Willa jest zaniedbana, jest praktycznie w ruinie. Francuska biurokracja jest zawiła bardziej od polskiej. Właściciele nie mają pieniędzy. Są jeszcze dwie dorastające córki Michaela z poprzedniego małżeństwa, które są dość nieufne w stosunku do Carol. Pies Pamela, który ma nadwagę. Brak zaufanego pracownika, który pomoże przy zaopiekowaniu się drzewami oliwkowymi. Stała praca w Stanach. Nieustanne rozjazdy. Ale jest też wielka siła, determinacja, pragnienie, coś, co pcha człowieka do przodu, co nie pozwala mu się poddać. I miłość. I wsparcie.
Jasne, że to książka o wyświechtanym rodowodzie i temacie. Jasne, że momentami jest kiczowata. Że każdy z „tych autorów” zauważa ciszę i spokój, uroki domowego ogródka, śpiew ptaków i niesamowitą gościnność miejscowych. 
Ale jednak przeczytałam ją z przyjemnością. Wieczorami zakopywałam się w ciepły koc po uszy i nie widziałam niczego prócz staromodnego basenu. I psów. I zamulonego stawu ze stuletnimi karpiami. 
Poza tym cieszę się, że to jedna z tych książek, w których nie wszystko wychodzi od razu. Gdy Carol i Michael jadą na wycieczkę, chcąc zobaczyć muzeum, a ono jest niestety zamknięte, to nie otwiera swoich podwojów tylko dlatego, że świat uznał, iż są wspaniałą parą. Pozostaje zamknięte i muszą iść zwiedzić co innego. Gdy odkrywają zapomnianą przez wszystkich restaurację, w chylącym się ku upadkowi hotelu, to nie okazuje się, że kuchnia serwuje najlepsze, a zarazem najtańsze dania na całej wyspie. Okazuje się, że potrawy są gumowe i niezjadliwe. Że muszą znaleźć coś innego, co okaże się wspaniałym odkryciem tego dnia. Więc tak naprawdę wkoło kiczu owija się kolorowy sznurek realizmu. 
Ale dla mnie sednem tej książki i sednem tych wszystkich książek o ucieczce w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi jest to, że „będzie nas tu razem osiem osób, dwa dorosłe psy i dziewięcioro szczeniaków, oprócz prehistorycznych karpi, które przetrwały w zamulonym stawie. Menażeria rozrasta się. Dom staje się dokładnie taki, o jakim marzyłam w dzieciństwie – swobodny, nie wymagający, gdzie towarzyszą sobie zwierzęta i ludzie, wszędzie zalegają książki, goście wpadają, by spędzić tu jedną czy dwie szczęśliwe godziny, każdy, kto gra na jakimś instrumencie, wygrywa kilka taktów, nikt nie jest do końca pewny, czy ktoś inny nie zniknął, jako, że tyle tu przestrzeni, a wszyscy po cichu robią, co chcą.” [s.295]
Trochę tak wyobrażam sobie raj.
A książka przyzwoicie ociepliła moje dni. Sięgnę po kolejną część jeszcze tej zimy.

Moja ocena: 4/6

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Źle mi się napisało. Chciałam powiedzieć, że tematyka tej książki będzie idealna dla mnie na ten czas, kiedy tak zimno za oknem... a wyszło inaczej. W każdym razie, życzę zdrowia, pomyślności i dużo pieniędzy, bo ponoć szykują się podwyżki wszystkiego. Oby ten nowy rok, był lepszy od poprzedniego. :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń