piątek, 31 grudnia 2010

A JEDNAK…


MARK WATSON
„JEDENAŚCIE”
(TŁ.GRAŻYNA SMOSNA)
ŚWIAT KSIĄŻKI, WARSZAWA 2011

Wczoraj w nocy nie mogłam spać i przeczytałam do końca książkę. Rzutem na taśmę, jeszcze w 2010 roku kilka słów o „Jedenaście” (cóz, czy to jakiś znak – 2011 nadchodzi?)
XI
Po pierwsze Xavier Irleand. Młody mężczyzna, który pięć lat wcześniej przeniósł się z Australii do Londynu. Teraz jest nocnym DJ, zagaduje bezsennym Londyńczykom noce i wysłuchuje ich historii, tych smutnych, tych tragicznych, a czasem tych trochę śmiesznych. Mieszka sam w wynajmowanym mieszkaniu, nie miesza się w życie nielicznych sąsiadów, co sobotę bierze udział w turnieju Scrabble i zazwyczaj zdobywa drugie miejsce. Poukładane, zaprogramowane życie. 
Pewnego dnia widzi grupkę chłopaków, którzy nacierają dość brutalnie śniegiem młodszego chłopca. Przez chwilę próbuje zapobiec temu wykorzystywaniu, ale nie udaje mu się, poddaje się dość szybko, ucieka. Uruchamia lawinę.
XI
Rzymskie oznaczenie liczby 11. Bo w mroźny, zimowy poranek to, że Xavier nie zdołał pokonać swoich lęków i swoich demonów, swojej obojętności ma wpływa na 10 kolejnych osób, jest tą przysłowiową kropelką, tym jednym pyłkiem kurzu, który wywołuje lawinę…
Sam pomysł świetny, podoba mi się niesamowicie idea, te naczynia połączone, jakimi wszyscy jesteśmy, pozorny bałagan świata (11 jest między innymi symbolem nieporządku i nadmiaru!!!), który tak naprawdę układa się w jedną całość. To, że słabszy dzień Xaviera ma wpływ na panią psycholog, która mieszka na drugim końcu miasta, która nigdy go nie wiedziała, nie słyszała nawet jego programu. 
„Jeden z dziesięciofuntowych banknotów, które Xavier wręczył Pippie, podczas swojego trzyletniego żywota znalazł się w posiadaniu tuzina londyńczyków. Xavier otrzymał go kilka dni wcześniej od hinduskiego sklepikarza wydającego mu resztę. Hinduski sklepikarz dostał go jako zapłatę za paczkę papierosów od rzeczoznawcy ubezpieczeniowego, który wszedł w posiadanie banknotu – uprzednio przyniesionego przez studenta – u Bootsa w Chelsea. Łańcuch mieszkańców Londynu, którzy trzymali ten banknot w rękach, kończy się na agencie nieruchomości, Olkiem Harcerze, który przywiózł go do stolicy ubiegłego lata, a sam trafił na rzeczone dziesięć funtów w Edynburgu, gdzie uczestniczył w słynnym festiwalu.” [108-109]
Jednak same historie każdego z jedenastu bohaterów tej książki są mdłe, są nijakie, są przewidywalne. Nie zrobiły na mnie wrażenia, nie wciągnęły mnie i nie dały mi tego dreszczyku, który dają rewelacyjne książki. Czytałam tę książkę tylko po to, by wiedzieć, jakie tajemne więzy autor pociągnie między obcymi sobie ludźmi, jak ich naznaczy i jak ich spokrewni ze sobą. 
Fakt, że zakończenie mnie zaskoczyło, że daje dwie drogi wyboru i że pozwala czytelnikowi samemu snuć dalsze historie, trochę pomógł tej książce, uczynił ją trochę bardziej tajemniczą. 

Kończąc moje słów parę o „Jedenaście”, życzę Wam w 2011 samych książkowych uniesień, miast upadków. I dziwnych, przyjemnych, tajemniczych związków, które pozwolą cieszyć się kolejnym rokiem bardziej, mocniej niż rokiem, który mija.

Moja ocena: 4/6

1 komentarz:

  1. Przeglądając nowy katalog ŚK na chwilę zatrzymałam się przy tej książce, ale stwierdziłam, że chyba niewiele stracę rezygnując z niej. Po Twojej recenzji chyba jednak dam jej szansę. :) Zaintrygowało mnie to dwutorowe zakończenie.

    OdpowiedzUsuń