czwartek, 8 lipca 2010

UPAŁ SERCA


MARIE HERMANSON
„PLAŻA MUSZLI”
(TŁ. BRATUMIŁA PAWŁOWSKA)
SŁOWO/OBRAZ TERYTORIA, GDAŃSK, 2008

Idę po plaży. Parno. Słońce grzeje mi prosto w kark. Mam ociężałe ręce, nogi i głowę. Dryfuję w tej ciężkości. Płynę w gęstym powietrzu. Zanurzam stopy w rozgrzanym morzu, a zaraz potem zakopuję je w parzącym piasku. Idę. Ziarenka przyjemnie przesypują się między palcami stóp. Zmęczonymi od słońca oczami widzę małą, bosą dziewczynkę. Ciemnoskórą. W kombinezonie. Z długimi, ciemnymi włosami. Biegnie. I zaraz potem znika.
Czy naprawdę ją widziałam?
Czy to plaża pokazała mi jedną ze swoich głęboko skrywanych tajemnic?

Jestem wprost oczarowana, zaczarowana, słonecznie senna i pełna zapachów, słów, obrazów… Niesamowita książka.  
Traf chciał, że czytałam ją na plaży. Słyszałam szum fal. Słońce. Gorące, prażące. A w tej opowieści wszystko dzieje się latem, słońcem, żarem. Wszystko jest jakby trochę nierealne. Znika, gdy pierwsze liście spadają z drzew i nie wiadomo, czy działo się naprawdę, czy było tylko snem.
Dwie płaszczyzny czasowe, które scala jedna bohaterka – Ulrika. Wciąż zawieszona w tamtych letnich dniach i nocach, gdy była nastolatką, gdy na Plaży Muszli poznała swoją piękną, dziką przyjaciółkę Anne-Marie. Oddała jej swoje myśli, całą siebie, sny i każde jedno uczucie, każde bicie serca. To na poły zakochanie, to jak szaleństwo miłości, pierwszej, dziewczęcej, trochę dziecinnej jeszcze, ale trochę szukającej. Nie, nie były kochankami te dwie leśne nimfy – po prostu Ulrika zapatrzyła się w Anne-Marie, w jej jabłkowo-miodną rodzinę i trochę chciała się z nią przyjaźnić, być jedyną w jej życiu, a trochę chciała być nią, wtopić się w jej piękne, smukłe ciało i zamieszkać w niej, nią się stać i jej rodziców mieć, jako swoich. Zmieniała skórę na parę letnich miesięcy, zadomawiała się w cieniu Anne-Marie, by zebrać siły na resztę roku.
Jako dorosła kobieta wraca na Plażę Muszli ze swoimi synami, by pokazać im tęczowe ryby, które zarybiają morze w dużych ilościach, lśniący piasek, przesypujący się między palcami, jak perły, jaskinie, leżące tuż nad wodą. Przypomina sobie wszystko, co przeżywała na tej plaży – opowiada samej sobie i nam historie przyjaźni, pierwszego pocałunku i zaginionej Mai.  
Maja była przyrodnią siostrą Anne-Marie i jej rodzeństwa. Rodzina Gattmanów znalazła Maję w sierocińcu w Indiach i adoptowała. I Maja, w to lato, gdy Ulrika miała 15 lat, zaginęła. Nie było jej przez sześć tygodni. A potem nagle wróciła…
W swoim dorosłym życiu Ulrika jest naukowcem – bada mity o porwaniach przez trolle. Gdzieś w jej wnętrzu jest przekonanie, że mała Maja kiedyś widziała trolla…

Piękna książka, napisana cudnym językiem. Wielowymiarowa. Chociaż wszystkie wątki w pewnym momencie splatają się we włosach Ulriki jak warkocz, tuż przy jej głowie, gdzie rodzą się wszystkie myśli, gdzie dociekania, domysły, wspomnienia.
Postaci psychologicznie prawdopodobne. Jak żywe – ze swoimi obsesjami, marzeniami, nieralnościami, brakiem poczucia własnej wartości.
A tajemnicza, zdziczała postać Kristiny, która pojawia się w osobnych rozdziałach, mogłaby być tworem Olgi Tokarczuk – na pewno dogadałaby się z dojrzałą, tajemniczą wiedźmą (od wiedzieć!) Martą z „Domu dziennego, domu nocnego”.
Polecam.
Piękna. 

Moja ocena: 6/6

2 komentarze:

  1. Ciekawe, czy czytałaś "Ostrygojady" Susan Fletcher. Obie powieści przesiąknięte są morzem i ptactwem:) Czytając "Plażę" cały czas miałam skojarzenia właśnie z "Ostrygojadami", które moim zdaniem są znacznie lepsze.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też ta powieść zachwyciła! Rozczarowało mnie tylko zakończenie,, wydało mi się trochę 'nijakie' w kontekście tej cudownej opowieści.

    OdpowiedzUsuń