środa, 13 kwietnia 2011

STOP!


MARGAUX FRAGOSO
„ZABAWA W MIŁOŚĆ”
(TŁ. MAGDALENA MOLTZAN-MAŁKOWSKA)
PRÓŚZYŃSKI I S-KA, WARSZAWA 2011

Ona miała 7 lat. On 51. „Czy chcesz się ze mną pobawić?” Chciał.
To historia, która wydarzyła się gdzieś obok nas. Może klatkę dalej, a może tysiąc kilometrów. Ale ciągle dotyka, każda kolejna przeczytana przeze mnie strona otwierała na nowo wielką ranę, jaką zadają tego typu historie.
Najpierw głaskanie po włosach. Wielki dom, którym mała Margaux jest zafascynowana. Dom pełen zwierząt, zabawek, kolorów, huśtawek, kwiatów. Dom w którym dziecko może się zagubić. Dom, w którym zagubił się też pewien dorosły. Miał na imię Peter i zakochał się w Margaux. Po dotykaniu włosów przyszedł czas na dotykanie dłoni, a później coraz dalej i dalej, lawina nie do zatrzymania. O tym jest ta książka. O tym, jak pewna mała dziewczynka trochę szybciej od innych dorosła. O tym, jak nie dorosła nigdy. O tym, jak pewien 51 mężczyzna zachorował na miłość. O tym, że trwało to 15 kolejnych lat.
Fragso nie ukrywa nic. Nie ukrywa swoje obrzydzenia, ale nie ukrywa też, że wierzyła w miłość. Nie ukrywa demonicznych zabaw za zamkniętymi drzwiami, ale nie ukrywa też medalionu z wróżką, który od niego dostała. Mówi obydwu stronach jego twarzy. O czułości i o tym, jak sama namawia Petera na wiele rzeczy. Psychologicznie wszystko jest do wyjaśnienia – wszystkie te syndromy sztokholmskie, uzależnienie, brak oparcia w ojcu, kompensacja, niskie poczucie własnej wartości…
Ale Fragoso opowiada o związku dwojga ludzi. O mężczyźnie i kobiecie – kobiecie, która dopiero się wykluwa, ale takiej, której wmawia się, że już kobietą jest. Troszkę za szybko i troszkę za mocno. Za dobitnie.
Zastanawiałam się w trakcie lektury czemu czytam tę książkę. Czemu nie odłożę, czemu nie schowam jej głęboko na dno szafy, czemu nie przyłożę poduszką, nie rozerwę na strzępy, nie pogniotę. 
Po pierwsze dlatego, że od uciszania nic się nie zmieni. Że gdy odwrócę wzrok krzywda nie przestanie się dziać.
A po drugie dlatego, że ta książka jest piękna. Jest jak wejście w jakiś równoległy świat. Jak czytanie baśni, jak słuchanie opowieści przy ognisku, albo jak podsłuchiwanie rozmawiających ze sobą koleżanek – siedzących na łące i trzymających się za ręce. Język, którego używa Fragoso to iskry, które wplątują ci się we włosy, palą je żywym ogniem i sprawiają, że na zawsze już wyglądasz inaczej.
Bo ta książka zmienia. Przeraża, zauracza, bije po twarzy i za chwilę całuje zaczerwienione miejsce.
A gdy skończyłam i w ciszy wieczoru słyszałam tylko swój oddech, pomyślałam o jednej ważnej rzeczy, jaką z tej historii powinniśmy wynieść jako dorośli. To książka, po przeczytaniu której, łatwo się oskarża. Ale Peter mylił się w wielu sprawach, w wielu sprawach omamiał też samego siebie, nie tylko Margaux, ale w jednej miał rację – to nasza ignorancja przyczynia się do tego rodzaju przestępstw. Nie uczymy dzieci ich własnego ciała, nie chcemy, żeby wiedziały, jakie są różnice między chłopcem a dziewczynką i co z tego wynika teraz, a co w przyszłości. Zawsze bolało mnie to, że wolimy dziecku zakryć oczy przy scenie pocałunku, a na zabijanie może patrzeć szeroko otwartymi oczami. Czynimy z seksu temat tabu, jakąś zamkniętą na osiemnaście spustów szkatułkę, której zawartość najchętniej pozostawilibyśmy tylko do swojej wiadomości. Może warto uchylić wieka?
Na pewno warto przedrzeć się przez tę książkę – poranić palce o kartki, poranić palce o słowa, pomyśleć.

Moja ocena:5/6

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictw Próśzyński i S-ka]

1 komentarz:

  1. "Zawsze bolało mnie to, że wolimy dziecku zakryć oczy przy scenie pocałunku, a na zabijanie może patrzeć szeroko otwartymi oczami." - w końcu ktoś ma takie same zdanie na ten temat jak ja.
    Dorośli taki postępowaniem nieświadomie wyrządzają dzieciom krzywdę.

    Twoja recenzja sprawiła, że chcę "poranić palce" podczas czytania "Zabawy w miłość".

    OdpowiedzUsuń