piątek, 15 czerwca 2012

ZAKOCHAŁAM SIĘ W KOBIECIE


ASA LARSSON
„AŻ GNIEW TWÓJ PRZEMINIE”
(TŁ. BEATA WALCZAK-LARSSON)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2012

...nie w jej oczach, ale w tym, jak opisuje poranek. „Powietrze było chłodne. Niebo – intensywnie błękitne. Taki dzień chciałoby się wlać do szklanki i po prostu wypić.” [s.7] albo, gdy mówi, że „śnieg wzdycha w lesie, zmęczony wiosną.” [s.270] Jak pisze o tym tajemniczym miejscu, jakim jest północ Szwecji. O tym, jak w taki dzień - który może się wydarzyć tylko w małej wiosce, gdzieś daleko, daleko, gdzie z nóg tuz po urodzeniu wyrastają narty i gdzie w dłoni najlepiej leży siekiera do cięcia drewna i kubek z gorącą kawą - zmienia czyjś świat. Jak w taki dzień, rozświetlony od słońca, ale pod stopami skuty lodem, dwójka młodych ludzi jedzie nad jezioro, żeby nurkować. Mają cały potrzebny sprzęt, trochę doświadczenia, wyczytanego z książek i plan. Latem dowiedzieli się, że na dni spoczywa wrak samolotu. Chcieli zobaczyć, co mogą znaleźć w środku. Zakładali poodcinane kończyny załogi, zakładali nieprzejrzystość wody tam na dole, ale zakładali też tajemnicę, która popchnęła ich do wycięcia przerębli, przećwiczenia raz jeszcze wszystkich znaków, włożenia w usta końcówki automatu oddechowego i zejścia siedemnaście metrów pod gruby lód. Nie spodziewali się tego, że ktoś na przeręblu coś położy. Że nie wyjdą. Że to ostatnie, co robią, żyjąc.
A kilka miesięcy później ciało Wilmy znalezione zostaje w rzece. Przez przypadek. Wypadek. Brak potrzebnego doświadczenia. Prąd, który ją porwał. Albo wadliwy sprzęt. Patolog, który ją bada – rutynowo, ma jednak dziwnego gościa. Rebeka Martinsson staje w jego drzwiach i twierdzi, w jednym krótkim przebłysku, że to na pewno nie było przypadkowe...

...nie w jej dłoniach, ale w tym, jak potrafi narysować postaci.
Rebekę znam już z poprzednich książek, ale zachwyca mnie to, jak dojrzewa. Jak się zmienia, jak staje się kimś, kogo kiedyś odrzuciła. W tej części cyklu przenosi się do domu swojej babki. Wraca myślami do dzieciństwa. Czuje zapachy, które towarzyszyły małej dziewczynce. Widzi, pamięta, wszystkie ruchy, które wykonywała jej babka w kuchni, w zagrodzie, w tym domu. Widzi samą siebie i wie, po raz pierwszy od bardzo dawna, że tu jest jej miejsce. W tej części widać, że to łańcuch, mocno zazębiony oczkami. Że trzeba zerknąć do poprzednich książek Larsson, żeby połapać się w tym, kim jest Rebeka, jaką ma historię. Skąd zna Annę Marię i dlaczego policjantka nie dogaduje się ze swoim partnerem i podwładnym. Trzeba odsłonić trochę kart, żeby móc grać w zupełnym spokoju i z pewnością zwycięstwa. Sama sprawa Wilmy i Simona to osobna, zamknięta historia. Ale wszyscy dobrze nam znani z poprzednich części policjanci, prawnicy, prokuratorzy, zakorzeniają się gdzieś wcześniej. Poza tym Rebeka to już taka trochę daleka przyjaciółka, z którą nie spotykasz się często (choć bardzo chciałabyś częściej), ale intensywnie, mocno. Nie ma czasu, na wyjaśnianie, jaki ma kolor włosów, co lubi jeść i kim chce zostać w przyszłości. Jest tylko czas na teraźniejszość, na bycie z nią w tej czasoprzestrzeni, w tym świecie, który toczy się tu i teraz. Przecież znacie się już trochę.
Poza tym jak zwykle postaci, którymi zaludnia Larsson swoje wioski i miasteczka, są tak bardzo charakterystyczne, tak pełne ludzkich rysów, że uważam je za cienie prawdziwych ludzi, złapanych w pułapki i wklejonych pomiędzy dwie okładki książki. W posłowiu sama autorka pisze o reakcji swojej mamy: „Pisz, pisz, bo chcę się dowiedzieć, co dalej. Cały tydzień myślałam o Hjalmarze.” [s.351] Hjalmar to jeden z bohaterów „Aż gniew twój przeminie”. Jeden z najbardziej barwnych, najmocniejszych w tej części. Wyrazisty. Ja też, tak, jak mama Asy, chciałam wiedzieć, wiedzieć, szybko. Zdobył moje serce, mimo że jest jednym z podejrzanych. Moje serce skradła też sama Wilma i jej prababka Anni, u której Wilma mieszkała. Stara kobieta, schorowana, ale pełniejsza życia, niż sama Rebeka. Staruszka, która z młodą Wilmą kąpie się nago w rzece. Staruszka, która wierzy w sny i która wciąż robi śniadanie na dwie, bo czasem czuje, że Wilma jest obok. Ulubienice, których nie da się nie kochać.

...nie w kształcie ust, tylko w treści,
Z każdym tomem Larsson potwierdza swoją wielkość. W tych kryminałach nie chodzi nawet o to, żeby nie wiedzieć, kto zabił aż do samego końca. Chodzi o motyw, o podskórną zdolność do chwycenia za narzędzia zbrodni. O ogromne emocje. Czasem tak skrajne, jak miłość i nienawiść. Nie tyle o samą zbrodnię, co o wszystko to, co stoi za jej drzwiami. O to co przedtem. O to, co tuż po. O uczucia. Zawsze o uczucia. Larsson umie przejrzeć człowieka. Albo zszyć go z gałganków – trochę miłości, trochę okrucieństwa i zawsze jakaś zadawniona rana, która czasem jeszcze się ogni. I podaje na wyciągniecie ręki te wszystkie emocje. Wystarczy ugryźć – a tam są wszystkie smaki.

Myślę, że zakochałam się na zabój. Dopóki jej pióro, dopóty ja kocham. Dopóki ona będzie dawać mi takich bohaterów i takie słowa, ja będę wierna. Oby jak najwięcej miłości – między nami.

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

1 komentarz:

  1. Rany! Marpil, Twoje wyznania miłosne są jak uwiedzenie. Aż zazdrość się budzi. Albo jednak podziw. :)
    To od czego zacząć, żeby wiedzieć wszystko ważne o Rebece?

    OdpowiedzUsuń