ANNA JANKO
„PASJA WEDŁUG HANKI”
WYDAWNICTWO LITERACKIE,
KRAKÓW 2012
Dawno, dawno temu była
sobie Hanka. Mieszkała w książce „Dziewczyna z zapałkami”,
ale nie wierzę, że trochę Hanki – jakaś stopa, włos czy prawe
ucho - nie mieszkało też w Annie Janko, która „Dziewczynę z
zapałkami” napisała. Pewnie mieszkała, pewnie z połowa. Tamta
Hanka mnie uwiodła, bo mówiła tak pięknie. Mówiła o sobie, o
dzieciństwie, o miłości, o przemocy, o tym, czego się boi. Pięć
lat po tamtej Hance w okno zapukała jej starsza wersja. Hanka niby
dojrzała, niby nauczyła się nowych rzeczy, niby dorobiła się
pierwszych zmarszczek i pierwszego siwego włosa, ale coś z tamtej
pozostało. Teraz jest pasja według Hanki, bo ona wciąż cierpi.
Jest wciąż dziewczyną z zapałkami, które osmalają końcówki
palców. Ma 37 lat. Ma męża. Ma dwójkę dzieci. Kilka domów, choć
żaden nieprawdziwy. W kawiarni spotyka się z dawnym kochankiem i
opowiada mu (nam!) to swoje życie, które minęło od czasu, gdy
zamknęła się tylna okładka biało-czerwonej książki z
rękawiczką zawieszoną na nagiej gałęzi.
Nie było dobrze, ale
mam wrażenie po przeczytaniu tej „części”, że Hanka nie umie,
żeby było dobrze.
Jest otwarta na
cierpienie, które sama tworzy, tak bardzo, jak jest zamknięta na
ludzi. Jest przerażonym zwierzęciem, które nie umie żyć, bo nikt
go tego nie nauczył. Zamiast starać się zdobywać wiedzę,
umiejętności, ona się usprawiedliwia i szuka wyjść najbardziej
zawiłych, najtrudniejszych. Ot, wybryk natury – jednostka
niezdolna do instynktów samozachowawczych.
To książka o
zdradzie. Historia tego, jak Hanka otwiera oczy i widzi przed nimi
mężczyznę. Paw (od Paweł) w domu. Mąż – codzienny,
wyświechtany, niby wyczekany, wykochany, wytęskniony. Ale już
trochę zużyty, bo już nie nowy. A tam jest Mat (od Mateusza).
Ktoś, kogo smaku jeszcze nie zna, kogo zapach może doprowadzić do
szaleństwa, kto będzie potrafił 37 letnią kobietę wziąć na
kolana w autobusie. Hanka, by żyć potrzebuje odurzenia. Odurzeniem
największym jest dla niej miłość. Zatapia się w nią. Lubi
sięgać po to, co niedostępne. Gdy powszednieje, ona traci
zainteresowanie. Dlatego to też książka o trudności zdrady. Nie o
tym, że trudno jest wymknąć się z domu, tak by nikt nic nie
podejrzewał. Jest łatwo – zakochany zdradzający ma tysiąc
pomysłów. Ale o tym, że fascynacja wykańcza. Że Hanka nie umie
powiedzieć ostatecznych słów. Bo gdy tylko bardziej zbliża się
do Mata, Paw zdaje się przyciągać – przestaje być bliski,
przestaje być oczywisty, a więc na powrót mami. I w kółko –
między Wrocławiem, Warszawą a Gdynią poruszanie. Ucieczki,
powroty, walizki, pakowanie dziecka, przecinanie rodziny na pół.
Ale ta książka jest
też o miłości. Hanka zafascynowana samym uczuciem, tym, co robi z
człowiekiem sięga po definicje miłości w każdą cząstkę
świata, wertuje książki, zatapia się w poezji, kontempluje
filozofię, odgarnia mech i patrzy w życie płciowe mrówek, zastyga
w pół kroku, by nie przeszkadzać kopulującym kotom, z
pomieszaniem fascynacji obrzydzenia i zazdrości komentuje zwyczaje
muchówki, która trawi swego kochanka podczas aktu zapłodnienia.
Szuka w uczuciu piękna, ale też brzydoty. Pokazuje listy, wyznania,
wzniosłość i mózg, który ponoć w stanie zakochania świeci na
czerwono, ale też soki, wypływające z ciała, zaplamione
prześcieradła, wyrzuty sumienia i nieudane spotkania. A
jednocześnie jest małą dziewczynką potrzebującą matki, tą,
która ma wciąż w kieszeni nieszczęsne zapałki, która w głowie
ma jednocześnie przyciąganie i odpychanie.
Lubię tę poezję
prozą. Te zdania, które podkreśla się z oniemieniem – to tak
można? To te słowa do siebie pasują? To takie wyrazy można
splatać ze sobą w supeł? Ale pod koniec zaczęła mnie męczyć
dwoistość Hanki, jej miotanie, jej pasja, jej ból. W słowach
pięknych i oczarowujących, ale pisała o duszności, pułapce,
depresji. Za dużo tego było dla mnie, za mocno, za intensywnie.
Hanka się rozsypywała, zostawiała na ulicach kilku miast swój
naskórek, łzy i radość z pocałunków, a ja zostawiałam swoje
siły. Im bliżej było końca, tym częściej odkładałam książkę,
żeby wyjść na balkon i odetchnąć świeżym powietrzem,
nieprzesyconym dusznym, zatęchłym zapachem usychających róż.
Coraz trudniej mi było wszystkie problemy Hanki unieść. A co
najważniejsze – coraz trudniej było mi ją zrozumieć, a dzięki
temu ją lubić, współczuć, myśleć o niej dobrze. Przy końcu
miałam ochotę być brutalna. Wyrwać jej kępę włosów, albo
spoliczkować. Nakrzyczeć, tak głośno, tak mocno, żeby popękały
wszystkie szklanki w domu – moim prawdziwym i jej, papierowym. Gdy
skończyłam odetchnęłam z ulgą, że mogę już przestać napinać
każdy mięsień. Że mogę wreszcie zaczerpnąć prawdziwy oddech.
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]
Coś czuję, że mogę mieć dużo wspólnego z Hanką. ;)
OdpowiedzUsuńA ostatni akapit bardzo mnie zachęcił do lektury.
Ja podobnie jak Ty odebrałaś "Pasję..." - odbierałam jakiś czas temu "Dziewczynę z zapałkami". Ale mimo tego dramatu, którego tam za dużo, którego nie umiałam udźwignąć - podobało mi się. Podobnie jak Ty dziwiłam się, że słowa tak można ze sobą zestawiać. Tak zgrabnie, pięknie, oryginalnie, lirycznie.
OdpowiedzUsuńPo "Pasję..." sięgnę. Na pewno.
Cieszę się, że mogłam przeczytać Twoją recenzję.