ARTUR ANDRUS
„BLOG OSŁAWIONY MIĘDZY NIEWIASTAMI”
PRÓSZYŃSKI I S-KA, WARSZAWA 2012
Oj tak, oj tak! Niewiastą jestem i
osławiony jest Andrus między mną i moimi znajomymi. Polecam jego
zbiorek nie tylko kobietom. Chodzę za Mężem i czytam Mu fragmenty.
Bratu wysyłam maila z co śmieszniejszymi kawałkami. A swój
egzemplarz spakowałam już w gustowną reklamówkę, żeby przy
najbliższej okazji podsunąć Tacie do uśmiania.
Więc nie dość, że osławiony, to
jeszcze niewiasty osłabia. Bo jak wiadomo, śmiech to zdrowie, a
zdrowie to ruch. A ja ruszam się cała w tym śmiechu – drgają mi
ręce i nogi, podskakuje głowa i wibruje cały aparat mowy. W tym
wypadku służy do gromkich i niepowstrzymanych wybuchów wszystkich
ha, ho i hi. Jestem zachwycona!
I jeszcze do tego oniemiała! Bo nigdy
dotąd nie trafiłam w wirtualnej przestrzeni na blog Artura Andrusa.
Samego prezentera/konferansjera/radiowca/wierszokletę (i proszę się
nie obrażać, bo nie w sensie pejoratywnym przytaczam, a w sensie
jak najbardziej udokumentowanym przez samego autora*) - kojarzę, ale
niezbyt wielką wagę przykładałam do jego osoby. Teraz żałuję –
albo może nie do końca. Bo dzięki temu mam od razu Andrusa w dawce
XXL czyli w ponad pięciuset stronicowym zbiorku jego tekstów z
bloga i z czasopism „Prime”, „Policja 997 oraz „Gazety
Lekarskiej”.
Właściwie jedyna sensowna rzecz,
którą mogłabym zrobić, żeby tę pozycję polecić, to zacytować
coś z tego zbiorku. Bez komentarza, tylko ewentualnie z podkładem
głosowym, jak w telewizyjnych sitcomach (choć nie sądzę, że
ktokolwiek będzie miał wątpliwości, kiedy się śmiać). Takie
fragmenty- wyrwane z kontekstu, wyrwane z książki, wyrwane z moich
ulubionych – obroniłyby się same. Problem polega na tym, że nie
wiem, co wybrać. Zacytować 500 stron książki?
A może napisać, że Artur Andrus jest
doskonałym obserwatorem życia codziennego, że interesuje się
światem, interesuje się każdym kamyczkiem, każdym szyldem,
mijanym po drodze, każdym współtowarzyszem podróży, z którym
jedzie do Juraty, każdym artykułem internetowym, który znajdzie w
przestrzeni wirtualnej, a który potrafi go zaciekawić jednym
słowem. Napisać, za nim samym, że „może się uważać za
klasyka zwracania uwagi na rzeczy pozornie banalne”? [s.231] A może
o tym, że umie napisać o „sytuowaniu książek” – to znaczy
wyjść od wypowiedzi dziennikarki, która „sytuuje powieści
Danuty Noszczyńskiej gdzieś tak pomiędzy Chmielewską a Grocholą”
[s.228] i na podstawie tej wypowiedzi stworzyć cały system
układania tomów na półkach, który oprócz tego, że pomija nudny
alfabet, to jeszcze będzie generował wzrost sprzedaży książek?
Albo o swoim kalendarzu, którego wybieranie zaczyna już w czerwcu,
a w listopadzie kupuje taki sam jak poprzedni: „zwykły, prosty,
legendarny kalendarz, takie, jakiego używali Hemingway, van Gogh,
Chatwin, Picasso. Samego mnie to śmieszy, ale ta magia działa.
Ostatnio zauważam u siebie duże zmiany w pisaniu i rysunku. Piszę
jak Picasso, rysuję jak Hemingway”?[s.147] Doskonale radzi sobie z
tekstami do „Policji 997” i „Gazety Lekarskiej”, a w nich
pisze na przykład o starych plakatach wiszących w poczekalniach czy
też o tym, jak napisać dobry tekst do gazety. Z tekstu o grypserze
zaśmiewałam się o 4 nad ranem (obudził mnie śpiew ptaków i nie
mogłam zasnąć), wtulając twarz w poduszkę i nie mogąc się
doczekać, kiedy obudzi się Mąż i będę mogła przeczytać mu ten
kawałek. No bo jak się powstrzymać, gdy Andrus przekłada na język
więzienny fragment wierszyka „Pan kotek był chory”:
„Miauczyński był chory i w pryczy
garował
I przyszedł ojojek: - Coś się
nafutrował?” [s.73]
Porusza temat jazdy na nartach, która
dla niego powinna być zakazana czy też szybkiego rozwoju
cywilizacyjnego, za którym nie nadąża i nie wyobraża sobie, jak
życie miałby ułatwić czajnik uruchamiany esemesem. Ma niesamowity
dystans do siebie, do świata, do teraźniejszości i dzięki temu to
autor tak bardzo bliski, tak bardzo swojski i tak bardzo rozśmiesza.
Na koniec chciałabym wyrazić swoje
poparcie gorące i bezgraniczne dla akcji, którą już niedługo
zorganizuje ROPIEL, powstały w grudniu 2009 (ROPIEL to skrót od:
Ruch Obrony Polskich Intensywnie Eliminowanych Liter): „Nie ma
spania bez czytania”
„Mamy zamiar rozdać kilka milionów
drewnianych drążków o długości od metra do trzech metrów,
służących do trącania w dowolną część ciała osób, które
układając się do snu, nie przeczytają przynajmniej pięciu stron
książki”. [s.328]
Akcja ta rozpocznie się zaraz po
zakończeniu poprzedniej: „Cała Polska Czyta: Dzięcioł”.
„Chodzi o powtarzanie nazwy polskiego ptaka przy każdej okazji i
zwracanie uwagi na to, jak pięknie brzmią nasze „ę” i „ł””
[s.327] Tę akcję również popieram, więc zakończę słowami
Dzięcioł Artur Andrus.
*wielokrotnie w „Blogu...” Andrus
deklaruje, że z chęcią pisze wiersze na zamówienie – to znaczy
na przykład na jakimś benefisie prosi publiczność, by podała
wybrane 5 słów, a on za 20 minut ułoży z nich wiersz. Bądź też:
„przyjmuję zamówienia na krótkie wiersze, którymi można się
porozumiewać w momencie małżeńskiego konfliktu. Zamiast używać
wulgaryzmów, sięgamy po wiersz i załatwiamy sprawę.” [s.176]
[Książkę otrzymałam dzięki
uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka]
Dzięki za recenzje, kiedyś na pewno przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńTak z ciekawości - na stronie 73 jest słowo "nafurtował" (jak przytoczyłaś) czy "nafutrował"?
OdpowiedzUsuńOj, Agnes, dziękuję za czujność literkową :-) Widać Andrus padł mi na głowę i sama zwierszokleciłam jego wiersz :-)
UsuńPozdrówka!
A, bo znam to słowo i dlatego :) Sama książka zaś stała się moim marzeniem :)
UsuńTo mnie przekonalas, kolejna pozycja na liscie zakupow i znowu bede miala co polecic mezowi. Na wakacje bedzie w sam raz! Ja raczej zasluchuje sie w Andrusa i nigdy nie moge wyjsc z podziwu nad jego skromnoscia, tym wieksza im wieksza jest jego wszechstronnosc i liczne talenty... Serdecznie,
OdpowiedzUsuńAnna