DOROTA SUMIŃSKA
„ZWYKŁE NIEZWYKŁE
ŻYCIE”
WYDAWNICTWO LITERACKIE,
KRAKÓW 2012
Nie ukrywam, że
książkę Sumińskiej potraktowałam jak kuriozum. Do tej pory
pisała książki-poradniki, ksiażki-wspomnienia,
książki-zwierzęcopochwalne. Po raz pierwszy chwyciła za pióro,
które miało ją prowadzić zmyślonymi ścieżkami, które miało
stworzyć coś z niczego – w podtytule wyraźnie widnieje słowo
„powieść”, tak, żeby nikt nie miał wątpliwości (poprzednia
powieść „Świat według psa” była w trochę innej konwencji,
pisana z punktu widzenia psa, z wysokości czterech krótszych niż
ludzkie łap, o innych światach, innych problemach). Może trochę
otworzyłam ją po to, by poddać Sumińską próbie – podoła, czy
nie podoła? Zainteresuje czy odłożę ją po kilku przeczytanych
stronach? Ale sama autorka była odważna, otwarta na nowe
doświadczenie, więc ja też się otworzyłam i przyjęłam w siebie
historię rodzinną.
To naprawdę zwykłe
życie. Jest młody chłopak Wacek, niezakochany w Anieli. Jest młoda
dziewczyna Aniela, zakochana w Wacku. Są przyjaciółmi i przez
zbieg okoliczności, wybłagany przez dziewczynę, Wacek godzi się z
nią ożenić. Spełniają się marzenia i burzą się marzenia. Ale
przysięga jest na zawsze, więc Wacek zostaje przy żonie, mimo
miłosnych przygód wychodzących poza wspólną pościel i łóżko.
Przychodzi wojna, przychodzi walka, przychodzi czas niewidzenia. A
potem koniec wojny, powrót do domu, a w domu przygarnięta pod dach
Mania po przejściach, którą trzeba było ratować z opresji. I
piękna córeczka Wanda. I Wacek wreszcie się zakochuje, na zabój i
na zawsze – w jej małych rączkach, stópkach i tej dziwnej
dziecięcej mądrości. I tak się toczą te losy – dorastanie,
umieranie, nowy dom, stary dom, jakieś ucieczki i jakieś powroty,
dżemy z własnych owoców, dojrzałe, nabrzmiałe słońcem
czereśnie i przeganianie kosów, przyczajonych na słodkie owoce.
Nie zabrakło zwierząt
– jakże mogłoby! Życie pani Doroty jest ze zwierzętami
związane, są w nim jak kuchenka, jak śniadanie, jak potrzeba
oddychania i to, że palców u rąk zasadniczo powinno być dziesięć.
Prawdy, z którymi się nie dyskutuje, prawdy, które przyjmuje się
za „święte prawdy”. Dlatego też nie dyskutuje ze zwierzętami
i dlatego też są pełnoprawnymi bohaterami książki na równi z
Wandą, z Wackiem i Anielą. Zaczyna się od gęsi Kasi, potem jest
sowa, a wkrótce dwie, jeszcze gołębie, a później dwie kolejne
kaczki, nawet pies, dość zwyczajny, jak na wiejską zagrodę. Żyją
w zgiełku tego domu, w jego dramatach i w śmiechu, który odbija
się od ścian. We wszystkich zdradach i we wszystkich miłościach.
W studiach Wandy i w dziwnie uplecionej historii Mani, która chciała
tylko, żeby mieć kogo kochać. A jednocześnie to życie niezwykłe,
bo ponoć każdy z nas może napisać choć jedną powieść –
właśnie o swoim losie, o tym, jak kocha czy nie kocha, o tym, jak
wspina się do kariery, albo jak pije. I dlatego ta książka jest
niezwykła – tymi wszystkimi biografiami w sobie zawartymi –
wyrwanymi z czystej rzeczywistości, posplatanymi w świetną,
wzruszającą fabułę.
I napiszę teraz Banał
przez duże B – ta książka chwyta ze serce! Nie mogłam inaczej,
bo to pierwsze, co przychodzi mi do głowy w związku z ta historią.
Znajoma, która ją skończyła 60 stron przede mną mówiła: „o
matko, jaka fajna jest ta książka!”. Nie trzeba więc wiele, żeby
napisać książkę, nad którą można łapać łzy do słoika. Nie
trzeba więc wiele, żeby napisać książkę, która rozśmiesza.
Trzeba po prostu otwartych oczu, uszu, wrażliwego serca i placów
wystarczająco szybkich, by dogonić wszystkich ludzi, każdemu
zabrać naparsteczek jego historii i wsadzić wszystko między dwie
okładki.
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz