niedziela, 23 października 2011

NIEDZIELE Z MOWĄ ZACZAROWANĄ ODCINEK 4

Marta Fox kojarzy mi się z dwoma książkami mojego dzieciństwa „Batoniki Always miękkie jak deszczówka”
i część druga „Agaton Gagaton jak pięknie być sobą” (wydanie koniecznie z Brandonem z Beverly Hills 90210 na okładce!) Czytałam je jakieś milion razy, śmiałam się i teraz też się śmieję na samo wspomnienie. 
Gdy ostatnio wybrałam się na moje poetyckie polowanie, na półce znalazłam zbiór wierszy Marty Fox „Dotknij mnie tak dawno nie miałem kobiety” (sam fakt, że wydało ten zbiór Towarzystwo Zachęty Kultury już powinien mnie natchnąć). Ale ja jak zaczarowana wpatrywałam się w okładkę tej książki. Zachwycona. Bo bardzo trafia w mój gust ten obraz – szybko sprawdziłam, że to „Obraz 2172 – Marcie Fox” i że namalował go Jerzy Duda-Gracz.
Wzięłam książkę pod pachę i zaczęłam czytać zaraz po wyjściu z biblioteki. Jeszcze idąc. W październikowym słońcu. Usiadłam na ławce i połknęłam cały tomik, spóźniając się na autobus. Potem w autobusie zaczęłam od nowa. Nie zachwyciły mnie te wiersze. Nie poczułam złoto-rudego jesiennego uśmiechu. Nie podniosły mnie na duchu. Nie zahipnotyzowały. Patrzyłam na okładkę i krzyczałam w duchu rozczarowana, że co innego mówi ten obraz, że zapowiada tajemnicę, silną kobietę, ale trochę chochlikowatą, że zapowiada jakieś ukradkiem kradzione pocałunki i niesamowitą zmysłowość…
Dziś odkręciłam kaloryfer, marznąco-kichająco-chorobowa, nałożyłam ulubione dresy i grube skarpety z Garfieldem, wzięłam do ręki kubek herbaty i poczytałam jeszcze raz. Znów wpadł mi w ręce jeden tylko wiersz, który wybija się z tego tomiku i ulatuje z niego, jakby tam nie pasował. Jest piękny i jest bardzo mój. Czuję go całą sobą, wszystkimi zmysłami. Jest taki, jakim bym chciała widzieć cały tomik. Kobiecy, choć pisany z perspektywy mężczyzny. Prowokujący. Bardzo buja moje myśli i choć jestem chora i przykryta grubym czerwonym kocem, choć nie mam ochoty wychodzić dziś z domu, to jednak czytając go czuję się kobietą, od obciętych niedawno włosów, po bladoczerwone paznokcie, z których już powoli schodzi lakier. I choć piję herbatę z cytryną (milionową już tego dnia), to na języku mam smak musującego różowego wina. I chciałabym, po prostu chciałabym…

Chciałbym
 
Chciałbym wejść w ciebie jak w najbogatszą
bibliotekę Pozwolić się uwieść wszystkim
twoim stronom Oswoić się rozgościć
a potem smakować szczegóły każdej linii
wiodącej w plus minus nieskończoność
 
Chciałbym z grzbietu powracać do miejsc
które mnie urzekały oddaniem lub
zakazem Urzekały mnie ponad miarę i
ponad do tej pory czytaną przyzwoitość
 
Chciałbym przeżyć sezon w piekle a może
i dwa - zdziczeć złagodnieć zwariować
do reszty i nie wracać nie wracać

No chyba żeby pod prysznic i z powrotem


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz