Idzie jesień. Wielkimi krokami. Dziś jeszcze jej nie ma, ale już czuję na karku jej podmuch. I lodowate palce zimy, które są tuż za jesienią. Nie przygotowałam się na nią, nie wygrzałam się, nie zrobiłam zapasów słońca pod powiekami. Dlatego myślę nad alternatywnymi sposobami zapewnienia sobie ciepła.
Jednym z nich jest poezja.
Przy ostatniej wizycie w bibliotece podeszłam do regału z poezją i utknęłam tam na trochę, przysiadłam na stołeczku, który stoi akurat między „Poezja polska” a „Poezja zagraniczna” i „Poezja. Antologie”. Wybrałam kilka tomików i od wczoraj utonęłam w nich. Jedną dłonią mieszam dżem w garnku, a drugą przewracam strony w tomikach poetyckich. Różnych. Odsunęłam też trochę prozę na swojej półce z książkami i wyciągnęłam zza niej moje ulubione tomiki.
I będę te krople dobrych słów pokazywać.
A zacząć chcę nietypowo i przewrotnie.
Bo od wierszy mojego Przyjaciela.
Kiedyś bardzo blisko siebie byliśmy, znał wiele moich myśli, a ja się starałam być skarbonką na jego uczucia. Bez kluczyka. Trochę tego wszystkiego we mnie zostało. Między innymi zeszyt z obcasem i żarzącym się papierosem, zatytułowany „Pierwsze kroki”. Nie pamiętam już, jak znalazł się u mnie. Pewnie byłam ostatnią, której pokazywał, jak się uczy podporządkowywać sobie słowa. A potem wyjechał na studia i „ta ostatnia” zakopała zeszyt w kartonach, wśród zasuszonych kwiatów, starych zdjęć i listów. Z Mariuszem spotykam się bardzo rzadko, bardzo rzadko rozmawiamy. Mimo Internetu, mimo telefonów On jest w Warszawie, a ja w Gdańsku i nici poprzecierały się, wypłowiał wzór, jaki razem tkaliśmy. Ale nie całkiem wszystko zniknęło. Gdy odnalazłam Jego zeszyt (pewnie też nie pamięta, że go mam) obok tomiku Szymborskiej, Poświatowskiej, Achmatowej i tekstów U2, uśmiechnęłam się i zamyśliłam nad młodością chmurną i durną. Nad tym, jak kiedyś, lat temu 12 (bo taką datę ma ostatni wiersz z zeszytu) Mariusz pisał swoje uczucia, podpisując je śmieszną, ale przemyślaną kokardką, która miała symbolizować splot jego inicjałów M.K.
Śmieszne są i nieporadne niektóre, niektóre mądre i zaskakujące. Niektórych nie rozumiem i nawet się nie staram, a niektóre są dokładnym odzwierciedleniem moich zamyśleń/przemyśleń. Ale jednego nie można im odmówić. Są szczere i prawdziwe. W takich wierszach, wierszach pisanych ukradkiem, między matematyką a zawodem miłosnym, między spacerem z psem a pierwszym pocałunkiem – w takich wierszach się nie kłamie!
Więc bez interpretacji, bez analizy, bez komentarza chcę Wam pokazać kilka z nich, tych, które zrobiły na mnie teraz, po latach największe wrażenie (mimo, że nie otrzymałam formalnej zgody od autora). Ale mam nadzieję, że jeśli tu trafi uśmiechnie się i łezka mu się w oku zakręci, tak jak mi.
Niniejszym otwieram nowy cykl, mój prywatny mały poetycki przegląd, który ma mi pomóc przetrwać zimę.
Monotonia
Głupiec pragnie być zauważony.
Nadzieja matką głupich.
Nie poszukuj nadziei.
Bądź cierpliwy, nie będziesz musiał poszukiwać.
Serce burzę przetrzyma tylko cierpliwe.
Zauważ w piersi swojej bicie serca.
Głupiec pragnie być zauważony.
Nadzieja…
Żywioły
Wejdź we mnie jak
piorun w linię wysokiego napięcia.
Zamknij mnie w sobie jak
policjant złego przestępcę.
Wyrwij mnie jak
huragan drzewo z ziemi.
Porwij mnie jak
tornado plantację kukurydzy.
Zatop mnie jak
ocean małą żaglówkę.
Zgaś me pragnienie jak
woda rozżarzone ognisko.
Zapal mnie jak
zapałka kawałek papieru.
TERAZ!
Nocny pocałunek
usta
i usta
poduszka
wyobraźnia
i wystarczy
Wynajmę
Przystojnego
Bezwzględnego
Młodzieńca bez serca, by uwiódł
piękną
bezwzględną
kobietę bez serca, która uwiodła
szczerego
wiernego
mnie
Bóg jest kobietą
odnalazłem swojego Boga
pochwyciłem
skrępowałem
usidliłem
i…
czekam
dobry jest mój Bóg
ciepły
przyjacielski
obecny
dla
mnie mnogiego
dba o mnie mój Bóg
ściska
rozwesela
rozczula
i jest
właśnie tu gdzie ja jestem
dotknąć mogę mojego Boga
przytulić
objąć
ucałować
bo jest
tak dopasowany
wrażliwy jest mój Bóg
opiekuńczy
czuły
właściwy
bo mój
Bóg jest kobietą
Jednym z nich jest poezja.
Przy ostatniej wizycie w bibliotece podeszłam do regału z poezją i utknęłam tam na trochę, przysiadłam na stołeczku, który stoi akurat między „Poezja polska” a „Poezja zagraniczna” i „Poezja. Antologie”. Wybrałam kilka tomików i od wczoraj utonęłam w nich. Jedną dłonią mieszam dżem w garnku, a drugą przewracam strony w tomikach poetyckich. Różnych. Odsunęłam też trochę prozę na swojej półce z książkami i wyciągnęłam zza niej moje ulubione tomiki.
I będę te krople dobrych słów pokazywać.
A zacząć chcę nietypowo i przewrotnie.
Bo od wierszy mojego Przyjaciela.
Kiedyś bardzo blisko siebie byliśmy, znał wiele moich myśli, a ja się starałam być skarbonką na jego uczucia. Bez kluczyka. Trochę tego wszystkiego we mnie zostało. Między innymi zeszyt z obcasem i żarzącym się papierosem, zatytułowany „Pierwsze kroki”. Nie pamiętam już, jak znalazł się u mnie. Pewnie byłam ostatnią, której pokazywał, jak się uczy podporządkowywać sobie słowa. A potem wyjechał na studia i „ta ostatnia” zakopała zeszyt w kartonach, wśród zasuszonych kwiatów, starych zdjęć i listów. Z Mariuszem spotykam się bardzo rzadko, bardzo rzadko rozmawiamy. Mimo Internetu, mimo telefonów On jest w Warszawie, a ja w Gdańsku i nici poprzecierały się, wypłowiał wzór, jaki razem tkaliśmy. Ale nie całkiem wszystko zniknęło. Gdy odnalazłam Jego zeszyt (pewnie też nie pamięta, że go mam) obok tomiku Szymborskiej, Poświatowskiej, Achmatowej i tekstów U2, uśmiechnęłam się i zamyśliłam nad młodością chmurną i durną. Nad tym, jak kiedyś, lat temu 12 (bo taką datę ma ostatni wiersz z zeszytu) Mariusz pisał swoje uczucia, podpisując je śmieszną, ale przemyślaną kokardką, która miała symbolizować splot jego inicjałów M.K.
Śmieszne są i nieporadne niektóre, niektóre mądre i zaskakujące. Niektórych nie rozumiem i nawet się nie staram, a niektóre są dokładnym odzwierciedleniem moich zamyśleń/przemyśleń. Ale jednego nie można im odmówić. Są szczere i prawdziwe. W takich wierszach, wierszach pisanych ukradkiem, między matematyką a zawodem miłosnym, między spacerem z psem a pierwszym pocałunkiem – w takich wierszach się nie kłamie!
Więc bez interpretacji, bez analizy, bez komentarza chcę Wam pokazać kilka z nich, tych, które zrobiły na mnie teraz, po latach największe wrażenie (mimo, że nie otrzymałam formalnej zgody od autora). Ale mam nadzieję, że jeśli tu trafi uśmiechnie się i łezka mu się w oku zakręci, tak jak mi.
Niniejszym otwieram nowy cykl, mój prywatny mały poetycki przegląd, który ma mi pomóc przetrwać zimę.
Monotonia
Głupiec pragnie być zauważony.
Nadzieja matką głupich.
Nie poszukuj nadziei.
Bądź cierpliwy, nie będziesz musiał poszukiwać.
Serce burzę przetrzyma tylko cierpliwe.
Zauważ w piersi swojej bicie serca.
Głupiec pragnie być zauważony.
Nadzieja…
Żywioły
Wejdź we mnie jak
piorun w linię wysokiego napięcia.
Zamknij mnie w sobie jak
policjant złego przestępcę.
Wyrwij mnie jak
huragan drzewo z ziemi.
Porwij mnie jak
tornado plantację kukurydzy.
Zatop mnie jak
ocean małą żaglówkę.
Zgaś me pragnienie jak
woda rozżarzone ognisko.
Zapal mnie jak
zapałka kawałek papieru.
TERAZ!
Nocny pocałunek
usta
i usta
poduszka
wyobraźnia
i wystarczy
Wynajmę
Przystojnego
Bezwzględnego
Młodzieńca bez serca, by uwiódł
piękną
bezwzględną
kobietę bez serca, która uwiodła
szczerego
wiernego
mnie
Bóg jest kobietą
odnalazłem swojego Boga
pochwyciłem
skrępowałem
usidliłem
i…
czekam
dobry jest mój Bóg
ciepły
przyjacielski
obecny
dla
mnie mnogiego
dba o mnie mój Bóg
ściska
rozwesela
rozczula
i jest
właśnie tu gdzie ja jestem
dotknąć mogę mojego Boga
przytulić
objąć
ucałować
bo jest
tak dopasowany
wrażliwy jest mój Bóg
opiekuńczy
czuły
właściwy
bo mój
Bóg jest kobietą
[No i nie zdążyłam z pierwszym odcinkiem w niedzielę...]
"Wynajmę..." jest genialne!
OdpowiedzUsuńA z przyjaźniami już tak bywa - czytając Twój wpis przypomniałam sobie jak to było z moim najlepszym kumplem z liceum.. I też choć łączyło nas wiele, mimo internetu itp kontakt "wypłowiał". SMutne to trochę :(
Cieszę się na ten cykl, bo pierwszy odcinek zwiastuje świetne wrażenia.
OdpowiedzUsuń"Monotonia" i "Wynajmę" najbardziej mi się spodobały.
Czy dobrze zrozumiałam te wiersze były pisane przez mężczyznę w wieku licealnym?
Bo jeśli tak, to nadzwyczajna dojrzałość. Przekazanie uczuć między słowami, nie wprost, tak błyskotliwie i trochę cynicznie czasami.
Marpil, cieszę się na cykliczne spotkania z poezją. Co też wybierzesz...?
OdpowiedzUsuńAch,ci poetyczni młodzieńcy! Zainspirowana, poszukałam w swoich szpargałach i znalazłam kilka bezcennych śladów. Pisane ręcznie, nigdzie nie drukowane (więc bez okładki). Marpil przepiszę jeden, dobrze? Pomińmy kwestię literackiej wartości. Ale ileż emocji, chłopięcej tęsknoty za czymś pięknym. Tęsknoty, do której dziś nie przyznaliby się tak ochoczo.
"nocą spływa bursztynowa cisza
we mnie jasnymi warkoczami gwiazd
niegasnącej miłości słucham
zapatrzony w rozkwitniętą czerwień
w ciemnej strudze krzepnie głos dziecka
czy dojrzałeś już do wędrowania w samotności
a ty
czy dojrzałaś już do wędrowania w samotności (...)
czym jest twoja samotność powiedz
moja samotność jest niebieskim ptakiem
zapatrzonym w rozkwitniętą czerwień
niegasnącej miłości"
Powyżej model bardziej w stylu romantic, mniej nowoczesny. ;)
Silaqui - masz rację, że to smutne, ale choć czasem się jeszcze mocno buntuję, to powoli dociera do mnie, że takie jest życie...
OdpowiedzUsuńMayu - tak, Mariusz był wtedy w jakiejś 3 klasie szkoły średniej. Masz rację, że jest w nich dojrzałość, pomieszana z cynizmem, On taki jest właśnie. Choć może to nie cynizm, bliżej temu do ironii... I mam nadzieję, że kolejne (już może bardziej konwencjonalne) odcinki też Ci się spodobają :-)
ren droga - masz rację, nieporadne to, ale takie prawdziwe, takie pzresycone emocjami - dziś już NA PEWNO żaden z nich nie powiedziałby tego, co powiedział w tych wierszach i dobrze, że zostało, że zapisane...
Pozdrawiam Cię gorąco :-)
dziś mówię co rano
OdpowiedzUsuńw kółko to samo
choć innymi słowami
w kółko to samo
kocham całymi dniami
w kółko...
innymi słowami...
Z pozdrowieniami dla czytelników Marcianego bloga
MK :)
Ach, jak pięknie i sentymentalnie:) Ta Warszawa faktycznie daleko od Gdańska, nad czym ubolewam:( Kocham wspomnienia i dobrą poezję:)
OdpowiedzUsuńŚciskam!
I tylko cisza.
OdpowiedzUsuńWtulona w chłód trawy...
ciepłą rosą ochrzczona,
słońce między palcami.
Nieba błękit nad NAMI.
Oczy zatopione w zieleni.
Słodkie powietrze.
Największy strach-by nie spadł choc lisc.
Jeśli powrócę, nie będzie Ciebie.
MK...za tą miłośc.
MK - dlaczego tak smutno, tak fatalistycznie?????
OdpowiedzUsuńMartuś, tu kaluks, ten drugi anonim, to nie ja. "MK...za tą miłość" to nie wiem kto to? Choć miałbym ochotę teraz fatalizmu trochę rozsiać, to nie zrobię tego :)
OdpowiedzUsuń