Niedziela znów wypada poza niedzielą. Tym razem przez Waniliowe plantacje Wrocławia… (nie czytałam opowiadania , znam je tylko skądinąd…). Pojechałam odskoczyć – obłaskawić zimę, pobyć z Przyjaciółką, posłuchać dobrej muzyki na pewnym festiwalu… I Wrocław jak zwykle skradł mi kawałek serca, wyjadł tam dziurę, której teraz długi czas nie zasypię piaskiem szarych dni…
Dziś będzie poezja nietypowa. Bo śpiewana. Ale śpiewana wcale nie ze skrzypcami, w długiej sukience i w klimatycznym małym klubiku jazzowym.
Śpiewana wprost na ulicy. Z gardła. Bez ozdób.
Gdy pierwszy raz usłyszałam to śpiewanie – usiadłam z wrażenia na zimnej podłodze. Usiadłam naprawdę, a nie tak, żeby wypełnić ramy powiedzonka jakimś obrazem. Przewijałam – od nowa, od nowa i od nowa. Byłą po uszy w tej muzyce, ale bardziej w tym słowie, w jego odkrywczości, w prostocie….
Każda kobieta jest próżna. I każda też jest małą dziewczynką. Obojętnie, jak wysokie ma obcasy – nogi wyginają się niebezpiecznie, spada się z wysokości 12 centymetrów do kochania. Każda chce, żeby na walentynki ktoś przyniósł jej wypchanego pluszowego misia. Każda chce iść wrocławskim rynkiem za rękę, trzymając taką banalną, do niemożliwości czerwoną różę. Każda do tej róży śmieje się w środku. Każda zasusza płatki w ulubionej książce… Choć właściwie nie ma sensu, bo co potem z nimi zrobić? Ale najważniejsze, że są….
Każda chce być głaskana – po głowie, po szyi, po wewnętrznej stronie duszy.
Każda chce, żeby podziwiał. Żeby skomlał u drzwi. Choćby nawet potem go nie wybrała. Każda chce mieć moc – to ta pewność, że mogę przyciągać wzrokiem i że mogę być dla kogoś stro-razy-najważniejsza.
Dlatego ten utwór sprawia, że w środku mnie latają motyle. Delikatnie poruszają skrzydełkami – to motyle zazdrosne… Bo marzę o tym, żeby ktoś zaśpiewał, wyszeptał, wykrzyczał dla mnie:
WPUŚĆ MNIE
Przyszedłem chodź dziurę mam w skarpecie
i błyska mi pięta jak hollywoodzki ząb
najwyżej będziemy się kochać w butach
jak kot jak kot jak kot
przyszedłem trochę gruby i trochę niemłody
ale mam wino co ujmie mi lat
przyniosłem książkę w ramach drugiej nagrody
jak mnie nie wpuścisz poczytam przy drzwiach
w autobusie
wpuść mnie
wpuść mnie
wpuść mnie
no weź mnie wpuść
wpuść mnie
wpuść mnie
no weź mnie wpuść
przyszedłem choć dzwonili bym poszedł gdzie indziej
na karuzelę plotek i piw
ona podobno tak fajnie się gibnie
że znajdą się siły na jakiś młodzieńczy zryw
teraz jeszcze pale co zmniejsza moje szanse
trzeba mieć towarzysza na taki rejs
dym zbiera słowa w pęczki co potem będą nasze tajne
kiedy już naprawdę wpuścisz mnie
cicho się wślizgnę
wpuść mnie
wpuść mnie
wpuść mnie
no weź mnie wpuść
wpuść mnie
wpuść mnie
no weź mnie wpuść
wszystkie szczegóły opowiem ci w środku
mam siedem planów a każdy z nich ma
dokładny rozrys moich zamiarów
a każdy zamiar będzie pił cię do dna
zupełnie nie pada i nie jest romantycznie
za Paryż robi francuski klucz
niesiony przez hydraulika
co schodzi po schodach a ty mnie wpuść
wpuść mnie
wpuść mnie
wpuść mnie
no weź mnie wpuść
wpuść mnie
wpuść mnie
no weź mnie wpuść
I wciąż, gdy już dopadnie mnie ten utwór, mogę przewijać i - od nowa, od nowa, od nowa… I gdy słucham to wiem, że jest we mnie uzależnienie od stanów wyobraźni, jakie wywołuje poezja…
714. COFNĄĆ SIĘ W CZASIE
1 rok temu
całkowicie, najabsolutniej jak się da zmiażdżyłaś mnie.. i poleżę, tak jeszcze, taka przygnieciona.. cudnie..
OdpowiedzUsuń