Dałam się opętać upływowi czasu, rozłożyłam ręce i szybowałam przez te dni, a czas oszukiwał i biegł dwa razy szybciej. Przegonił mnie i śmiał się ze mnie na mecie, gdy późnym wieczorem dojeżdżałam do Domu.
Dlatego sięgnęłam po „Solo”, które czytałam jakiś czas temu. Pamiętałam wiersz, który uderzył mnie w twarz – wiersz Otto Brinka.
Pod krzewem tarniny
Nie mam czasu
By spojrzeć na ciebie żono
Muszę pracować
Nie mam czasu
By cię pogłaskać mężu
Muszę sprzątać
Nie mam czasu żono
Powiedzieć ci co mnie porusza
Muszę do kolegów
Nie mam czasu mężu
By cię wysłuchać
Dzieci płaczą
Nie mam czasu
Na miłość żono
Chcę mieć dom
Nie mam czasu
Na łóżko mężu
Goście przyjdą
Wkrótce będę miał czas żono
Pod krzewem tarniny na cmentarzu
Ja także mężu
Przy tobie w grobie
Dziś wyszłam z domu o 10. Gdy otworzyłam oczy nie było już Męża – ciemnym, choć już dniem - poszedł do pracy.
Dziś przyszłam do domu o 22.13 – Mąż spał… Wpakowałam się do łóżka w ubraniu i leżąc obok słuchałam Jego oddechu. Żeby wyczytać z Niego, jaki miał dzień, czy zjadł na pewno śniadanie, czy zdarzyło Mu się coś miłego.
Mam ochotę krzyczeć na uciekający czas. Że choć raz, choć czasem, choć na chwilę mógłby przestać. Że i Czasowi należy się urlop, a wtedy skorzystam ja i mój Mąż. Że gdy czas się zatrzyma, będę mogła patrzeć w Jego kolorowe oczy i nic więcej. Żadnego tykania zegara. Żadnego prania. Żadnego obierania ziemniaków. Żadnego grafiku… Policzyłabym włosy na Jego głowie. Każdemu pieprzykowi na ciele nadałabym imię. Poczytałabym Mu wiersze. Opowiedziała bajkę o dżdżownicy, którą usłyszałam od Brata.
I zaraz moje myśli uciekają do haiku, które też znalazłam w książce Raduńskiej:
Mój dom spłonął.
Już nic
Nie zasłania księżyca.
[Masahide]
I mam ochotę usłyszeć piorun uderzający w pień mojego drzewa – jakiś wstrząs okrutny, po same czubki palców. Będzie bolało – ale to najpierw – a potem będzie niebo…
Smutno dziś, ale wierzę, że optymistycznie (i to wcale nie paradoks…)
Piękny tekst. Paru blogerów prowadzi prawdziwe dzieła literackie w sieci
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie....
OdpowiedzUsuńSmutne. Ale Twoja opowieść o Domu jest ...magiczna?, ocalająca? piękna? Ten najwłaściwszy epitet mi uciekł.
OdpowiedzUsuńPisanyinaczej trafia w sedno. Twój Dom już jakoś przynależy do literatury. Bo i ja sobie do niego zaglądam. I miło tak herbatę wypić, wśród półek się porozglądać, przy stole posiedzieć. A potem wyjść. Żeby Dom wciąż był realnym Domem o mocnych, nieprzenikalnych ścianach.
Niedziela może się przenieść na każdy dzień tygodnia.:)
ps. w 4.wersie od dołu (w wierszu Brinka) jest jedno "a" za dużo.
Pozdrawiam