piątek, 11 listopada 2011

BEZ-CENZURA

KYRA GALVAN
„NIEWYZNANE GRZECHY SIOSTRY JUANY”
(TŁ. PAULINA BOJARSKA – GARGULIŃSKA)
MAŁA KURKA, PIASTÓW 2011 

Siostra Juana Ines de la Cruz to postać historyczna. Żyła w XVII wieku i była oświeconym umysłem swoich czasów. Była gwiazdką, która spadła z nieba na ziemię i na ziemi miała oddawać światło swojej wiedzy. Piękna, inteligentna, oczytana, interesująca się astronomią, pisząca poezje i dramaty, kobieta, która szła przez swoje czasy chyba ciut wyżej, niż inne kobiety – jakby nigdy naprawdę nie dotykała stopami bruku.
Kyra Galvan pokusiła się o dorysowanie siostrze Juanie bujniejszych włosów, oblekła ją w piękne suknie, dodała na palec pierścień i tak ucharakteryzowaną wpuściła na strony swojej książki. Doczowieczyła ją, dając jej ciało z krwi i kości, dopowiedziała fascynującą historię – nie wiadomo, czy choć trochę prawdziwą.
Wszystko zaczyna się od Laury Ulloa, która w poszukiwaniu materiałów do swojej pracy doktorskiej trafia do Archiwum Indii Zachodnich, a tam, wśród kompletnie niezwiązanych z tym dokumentów, znajduje pamiętniki Isabel Marii de San Jose – siostrzenicy samej siostry Juany. Początkowo czyta ja tylko z ciekawości, później śledzi z zapartym tchem, by w końcu odnaleźć w nich cząstkę historii, cząstkę siebie i swego pomysłu na życie.
W pamiętnikach Isabel opowiada o siostrze Juanie bez habitu, o kobiecie, która znalazła się w klasztorze przez przypadek, o kobiecie ognistej, brawurowej, o odważnej, silnej poetce, która będąc za murami klasztoru pisała wiersze miłosne do swoich kochanków. Opowiada to wszystko na prośbę samej Juany, opowiada, by nie zaginęło i by trwało wciąż jako świadectwo. Laura zaś trafiając na rękopisy wplątuje się w intrygę, z której niełatwo będzie jej wyjść obronną ręką.
Ta książka jest dość przewrotna – już sam tytuł sugeruje, że czytelnik zostanie dopuszczony do tajemnicy, że wejdzie w świat, na którego istnienie byli ślepi wszyscy historycy, opisujący życie zakonnicy. Grzech kontra habit – taka walka, która w ogóle nie powinna mieć miejsca, tutaj toczy się nieustannie. Samo to, że Juana ma dostęp do ogromnej ilości ksiąg, że na portrecie, jaki znamy współcześnie jest namalowana w bibliotece, że pod jej władzą tak właściwie był cały klasztor – to już przekraczanie ram, do jakiego nie przywykliśmy. Siedemnastowieczna kobieta to kobieta niewidzialna. Niewiele wiemy o tym, jak myślały tamte kobiety, niewiele dawano im praw, prócz prawa do bycia i ukrywania się w zakamarkach domu, do zabaw salonowych, bądź do służenia mężczyźnie. Tymczasem Juana to naukowiec w spódnicy, wszechstronna i bardziej męska, niż niejeden z mężczyzn, jakich spotkała na drodze, a jednocześnie piękna kobiecością, na którą nie ma miary. Dzięki jej postaci uwidacznia się rola kobiet w funkcjonowaniu świata – i to nie tylko ta wersja, w której piorą skarpetki i gotują obiad mężczyznom, którzy zbawiają świat, ale także ta, w której dzielą się swoją wiedzą i czasem są wonderwoman, które mogą wzlatywać w niebo z równą lekkością co superman. Co zadziwiające, w tej książce mężczyźni nie są w ogóle o to zazdrośni, wysławiają Juanę i każdy, na którego drodze stanie, potrafi docenić jej geniusz. To też chyba taki dodatek od współczesnej pisarki, która podziwia postać historyczną – pomaga jej, otwiera jej wszystkie drzwi i trochę ułatwia życie – choć nie było ono usłane przysłowiowymi różami. Już raczej przysłowiowe kamienie na drodze jej wyrastały… 
Mimo wszelkich starań ze strony autorki mnie Juana nie przekonała – była dla mnie zbyt nierzeczywista, zbyt silna. Większe wrażenie zrobiła na mnie postać Isabeli – która jako dziecko została przez rodziców oddana do klasztoru, na wychowanie do swojej ciotki Juany. To kobieta-mysz, kobieta zapatrzona w Juanę, wiernopoddańczo jej służąca, ale zazdrosna i marznąca w jej cieniu. Czasem w jej pamiętniku widać to bardzo – to, jak chciałaby wznieść się nad ziemię tylko trochę, żeby dotknąć Juany i przegonić ją choć na chwilę, być też zauważoną, kochać, przypomnieć sobie, że ma się ciało. Żyje trochę jej życiem i dlatego też po śmierci ciotki nie porzuca opisania jej dziejów, tylko wypełnia obietnicę do samego końca.
Niesamowite w tej książce jest też to, że tak otwarcie, mocno i głośno krytykuje kościół. Że otwiera jego brzuch, wyciąga na wierzch wnętrzności i jest władna powiedzieć, że wiele z nich jest zepsutych. Robi to pod płaszczykiem siedemnastowiecznych czasów, ale tak naprawdę wiele w tej krytyki to hasła, które można napisać na murach kościoła także dziś. To bardzo ważny temat, ale temat tabu – przynajmniej w Polsce, dlatego tak bardzo cieszę się, że jednak ta książka po polsku również wyszła. Można by przecież wstrzymać druk i zamknąć usta kobiecie, która mówi o tym, jak bardzo kościół nie lubi oczytanych, mądrych ludzi, którzy potrafią samodzielnie myśleć.
W powieści (bo jednak nie należy zapominać, że ta książka to powieść, a nie biografia poparta faktami historycznymi) przeplata się przeszłość i teraźniejszość. I ja kupuję tylko tę część, gdzie nurkuję w XVII wiek. Część współczesna to łzawy melodramat, pisany dużo gorszym językiem, telenowela hiszpańsko-brazylijsko-grecka, pełna Jamesa Bonda i nieprawdopodobnych zwrotów akcji, które właściwie miały za zadanie powiedzieć tylko to, że na dnie archiwów kościelnych wciąż skrywane są tajemnice, których się nie spodziewamy. Jednak uważam, że Isabela powiedziała by to tak samo wyraźnie, bez pomocy niezdecydowanej, chwiejnej, ptysiowatej Laury.

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mała Kurka]

1 komentarz: