poniedziałek, 13 maja 2013

MIÓD NA JĘZYKU (jest konkurs)



MADHUR JAFFREY
„WŚRÓD MANGOWYCH DRZEW”
(TŁ. PAWEŁ LIPSZYC)
CZARNE, WOŁOWIEC 2013

Gdy Madhur się urodziła, dziadek posmarował jej język miodem. To podarunek od przodka - dobra wróżba, która ma przynieść dziecku słodycz w życiu. W przypadku Madhur Jaffrey ta miodowa przepowiednia się sprawdziła. Dorastała w dziwnej wielopokoleniowej rodzinie. W dziwnej, bo w jej domu mieszały się wpływy brytyjskie, hinduskie i muzułmańskie. Tygiel, w którym wrze angielskie śniadanie i  przekąska w indyjskim stylu, w którym plączą się języki, w którym tolerancja to ważne słowo. Ale zawsze najważniejsza pozostaje rodzina. To kilka domów, które są jednym – rozrastające się na cała ulice pokoje, kuchnie, drzwi, których nigdy nikt nie zamyka, sekrety, które nie dają się utrzymać, wujkowie, ciotki, synowie i sylwetka dziadka, na każdym zdjęciu w centralnym miejscu. To rodzina, która chwytając się za ręce, zdolna jest objąć cały świat. Jaffrey opowiada o swoim małym kalejdoskopie, w którym obraca losy tej rodziny. Jest tam ojciec, który pozwala jej na wiele więcej, niż powinien. Jest siostra, która jest najpiękniejsza, ale chora. Są rodzinne pikniki, na które idzie się zawsze na najwyższą górę w okolicy. Jest umiłowanie jedzenia – na przykład cukierków, które sprzedawca robił ręcznie i za którymi Jaffrey w dorosłym życiu zjeździła pół świata. Jest banda złożona z kilu kuzynów i Madhur, jako jedynej dziewczynki. Jest jeden kuzyn, ten najulubieńszy, który umarł pogryziony przez wściekłego psa. Jest szkoła dla dziewcząt, w której na egzaminach przerażona Madhur dostaje do ugotowania indyjską potrawę. Jest wielbiony przez wszystkich wujek Shibbu-dada, który wiedzie prym w rodzinie, pomimo że miejsce króla jest w niej obsadzone przez dziadka. Jest nauka pływania w rzece, która nie przystoi dziewczynkom. Jest nieustanna radość życia, nieustanna radość jedzenia, spacerów, zabaw, kąpieli, bycia razem.
Ta książka w pełni zasługuje na pieczątkę „Dolce Vita” w lewym górnym rogu. Bo to opowieść o ludziach, którzy odsuwają na bok wszystko, co nie jest radością. Niewątpliwie pomaga im to, że są bogaci, że mają pozycję, że należą do wyższej kasty kajashów - inteligentów, ludzi pióra i kałamarza. Dzięki temu mogą wojnę widzieć tylko oczyma wyobraźni i słuchać o niej w radiu. Dzięki temu mama Madhur może gotować potrawy tylko do połowy – bawić się kuchnią, przyprawiać, czarować, a żmudną cześć procesu zostawiać służącym. Dzięki temu mogą pozwolić sobie na kilka kompletów pięknych sari – każde na inna okazję. I nawet rak, który przewija się na kartach tych wspomnień, okazuje się nie-rakiem. To rodzina naznaczona miodem – mam wrażenie, że przez to te wspomnienia są trochę zimne, że beztroski czas, o jakim opowiada Jaffrey, nie został przez nią należycie doceniony. Że świeże mango, które było dla niej codziennością, dla kogoś innego pachniałoby intensywniej. Że tym szczęściem, jakie mieli, można by obdarzyć jeszcze kilka rodzin. Nie mniej jednak miło jest biec z Madhur nad rzekę i zanurzać się w orzeźwiającej wodzie. Miło jest starować wraz z nią w rodzinnym turnieju biegów ze związanymi nogami. Miło jest smakować na języku lassi – orzeźwiający napój z jogurtu. Miło jest wraz z nią i kuzynem wymyślać własny język. Miło jest po prostu otworzyć te książkę i pozwolić zadziać się temu „słodkiemu życiu”. Poczuć miód na koniuszku języka.
W tym roku Madhur Jaffrey będzie obchodzić swoje osiemdziesiąte urodziny. Za sobą ma beztroskie dzieciństwo i ciekawe życie – wystąpiła w kilkudziesięciu filmach, napisała kilkadziesiąt książek kulinarnych, głównie sławiących kuchnie indyjską i królowa Elżbieta II uhonorowała ją Orderem Imperium Brytyjskiego. A ja jestem przekonana, że ta książka, to taki prezent trochę dla siebie, a przy okazji dla świata. Trochę wspomnienie czasu, gdy jest się dzieckiem i gdy jest najsłodziej w życiu. To powrót do smaku mango, zanurzanych w lodowatym strumieniu. Do smaku łez, które lały się rzadko. Do smaku pierwszej własnoręcznie ugotowanej potrawy.
To trochę przypomnienie, jak smakuje ten miód, którego już nie ma – umarł dziadek, zniknął ulubiony hotel, rozpadły się najpiękniejsze sari… Ale przecież wszystko wciąż żywe w jej głowie – spisane może przecież i mnie osłodzić wiosenne popołudnie…

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne]

Otrzymałam od wydawnictwa Czarne jeden egzemplarz książki dla Was. Tym samym ogłaszam konkurs. Seria „Dolce Vita” to seria o radości życia, o radości wspólnych posiłków, o smakach dzieciństwa. Moja córka Majka uczy się teraz magicznej sztuki jedzenia, więc chciałabym, żebyście wymyślili jakiś przepis specjalnie dla Niej. Potrawa ma być zdrowa, nie może zawierać cukru i soli i małe rączki mają ją łatwo uchwycić – wszystkie inne chwyty dozwolone! Najważniejsze, że ma być pyszna!
Czas start – konkurs trwa do 20 maja, 22 wybiorę zwycięzcę i prześlę mu (na terenie Polski) egzemplarz „Wśród mangowych drzew”.

2 komentarze:

  1. najgorzej, żeby mogła samo do buźki łapkami :)mój synek bardzo lubił knedelki twarogowe 50 g twarogu jedna bułka grahamka, 20 g mąki pszennej gruboziarnistej, 1 jajko, 1/4 szklanki mleka, tymianek, Bułki wysuszyć, a następnie namoczyć w mleku.
    Do wyciśniętych z mleka bułki dodać jajko, tymianek, roztarty twaróg (bez grudek), y oraz mąkę pełnoziarnistą.
    Z powstałej gęstej masy gęstej uformować knedle, które należy gotować 20 min na małym ogniu w wodzie.( Można trochę wodę posolić ale moze być też bez z powodu tymianku)
    Knedle najlepiej podawać, jako danie samodzielne np.z sosem owocowym lub według uznania smacznego :))

    OdpowiedzUsuń
  2. oj coś mój komputer dzis ma czkawkę :))

    OdpowiedzUsuń