Niedzielę skradł mi Animation now!, czyli festiwal filmów animowanych (o którym nie omieszkam napisać za czas jakiś), któremu oddałam się w jednej trzeciej – w drugiej trzeciej to było spotkanie z dawno nie widzianym Kimś, a w trzeciej trzeciej pyszne grzane wino w moim ukochanym Factotum.
Niezaprzeczalnym plusem moich poetyckich niedziel jest to, że nagle z nieoczekiwanych stron zaczęły frunąć do mnie wiersze, z jakichś zakamarków dziwnych wypadają słowa, znajomi ślą karteluszki i uderza mnie pisanie na ścianach bloków. Jedną z osób, które podsunęły mi ostatnio wiersz jest Anna - droga moja internetowa bratnia dusza, upoetyczniona, ślicznosłowa, emigrantka, która zawsze niesie mi zapachy i wyobrażenie smaku. Nigdy nie miałam okazji spróbować tego, co Anna pichci, ale często umiem sobie wyobrazić jej smaki. I lubię tam zaglądać, lubię poczytywać rybne kieszonki, chleby, ciasta i makarony, ale najbardziej lubię podczytywać Annę, jej codzienność i zatrzymanie, takie „chwilotrwanie”, ubrane w słowa…
Anna zapytała, czy znam „Drugie 100 wierszy” Emily Dickinson. Nie znam. Nie znałam. Coś jej szepnęło, że mi się spodoba. Zajrzałam na półkę biblioteczną – jest. I zadziwiające, i kocham takie psikusy rzeczywistości, ale ilekroć otwierałam ten tomik, to padało na wiersz na stronie 95, który zaczyna się:
„Wiatr począł miesić Trawę – tak,
Jak się zagniata Ciasto (…)”
A ja za każdym razem się uśmiechałam, bo wyobrażałam sobie umączone ręce Anny, które zagniatają rogaliki…
Ale nie ten wiersz skradł moje serce. Jest jeden, w którym zakochałam się bez pamięci – i wybaczam nawet Emily, że wszędzie, gdzie tylko może wciska Wielką Literę, nawet tam, gdzie nie ma to najmniejszego sensu. Wybaczam, bo napisała piękny wiersz o miłości, z porównaniami, od których moja szczęka brzękała o podłogę. Rozdziawiałam usta, a tam wlatywała poezja.
Grudzień jest mało romantycznym miesiącem (do czasu świątecznego, gdy jest romantycznie po brzegi wysokich kołnierzy i po końcówki palców urękawicznionych). Ale w grudniu przyszedł do mnie piękny wiersz o miłości. I trochę dedykuję go Mężowi, przy którym chcę stać do końca życia, a trochę Annie, za to, że mogę ten wiersz podarować ukochanemu (bo jakiekolwiek ma znaczenie, a ja wiem, że niezupełnie takie, jakie mu nadaję - dla mnie jest tylko jedno oczywiste – love, love, love…)
Nabita Strzelba - moje Życie (754)
(przekład – mistrz przekładów Stanisław Barańczak)
Nabita Strzelba - moje Życie -
Stała w kącie - aż obok
Przeszedł Właściciel - Broń rozpoznał -
I zabrał Mnie ze sobą -
I dziś przez Suwerenne Bory
Ścigamy Łanie płowe -
Czasem odezwę się do Niego -
I łańcuch Gór - odpowie -
Gdy się uśmiechnę, błysk tak ciepły
Dolinę wzdłuż przewierca -
Jakby przez twarz Wezuwiusza
Rozkosz przebiła szczersza -
A w Nocy - gdy po Dniu udanym
Czuwam przy Pana Głowie -
Niczym są przy Poduszce Głazu
Puchy Edredonowe -
Wróg Jego - we mnie ma pogromcę -
I nie może ocaleć
Ten, na kim spocznie Żółte Oko -
Albo - z naciskiem - Palec-
Choć mogę dłużej żyć - niż On-
On odejść przede mną się wzbrania:
Jest we mnie uśmiercania moc,
A nie - moc umierania -
714. COFNĄĆ SIĘ W CZASIE
1 rok temu
Factotum bardzo mi się podoba. Zapamiętam. Odwiedziłam stronę. Szkoda, że cytat jest tylko jeden.
OdpowiedzUsuńMeritum: Emily w dobrej formie. Emily, moja miłość. Pewnie jej chodzi o love. Z trzema podtekstami, ale na pewno o love.
"edrodonowy puch" brzmi lepiej niż "kaczy", zdecydowanie. I uruchamia tęsknotę za słowami z górnej półki. Takimi jak np.: alabaster, heban, malachit, koronka i arszenik.
Skąd arszenik w tym towarzystwie? Z filmu. I z wiersza, bo skoro mowa o mocy uśmiercania...
tamaryszku - zapamiętaj, bo Factotum jest jeszcze piękniejsze i bardziej klimatyczne na żywo... A szczególnie na grzanym winie :-)
OdpowiedzUsuńA takie słowa, o jakich piszesz mają dziwną w sobie moc, mają jakieś niesamowite w sobie pokoje, do których się wchodzi z niepewnością, z zażenowaniem, patrząc w podłogę, ale z zachwytem wielkim i ciekawością... Takie słowa jak stare koronki :-)
A ja nie chcę żadnych innych podtekstów w Emily - wyłączam całę zło-myślenie i śmierciopodobieństwo i zostawiam tylko love, love, love...