MAŁGORZATA WARDA
„ŚRODEK LATA”
PRÓSZYŃSKI I S-KA, WARSZAWA 2007
W domu remont, a ja zasypana pyłem ze
szlifowanych ścian, zaczytana w „Środku lata”. Zasypana pyłem
czuję, jakby to był piasek znad morza. Z zimnej, pustej plaży w
Gdyni, po której idzie śliczna dziewczyna o jasnych włosach.
Sylwia. Tuż obok niej, lekko muskając jej dłoń, idzie rudowłosy
chłopak, którego oczy biją się z morzem – ono zielone i one
zielone. Idą bez słów, nie muszą rozmawiać. Znają się tak
dobrze, że słowa są niepotrzebne. Drogę też znają doskonale –
on tu przychodzi, gdy chce być sam, ona, gdy chce pomyśleć, albo
pisać. Bo ona pisze – wszystko, cały czas, wszędzie.
Opowiadania, listy, szkice do wielkiej powieści, która kiedyś
wyjdzie spod jej pióra. I pisze pamiętnik.
[rękopis na papierze w kratkę,
oprawiony w skórę, z ręcznie malowanymi kwiatami, 25,7 x 20,5 cm]
[rękopis na papierze w kratkę, 8
arkuszy 27,9 x 21,9 cm]
[maszynopis na białym papierze z
odręcznymi poprawkami, 11 arkuszy; 27,8 x 21,5 cm]
O tym, jak się czuje, gdy trzyma za
rękę rudowłosego chłopaka.
O tym, że chciałaby być tancerką,
ale ma astmę i nigdy nie spełni tego marzenia.
O tym, że podziwia Monroe i swoją
babcię z ostrymi, wypiłowanymi, pomalowanymi na czerwono
paznokciami.
O tym, że kocha swoją młodszą
siostrę Lucynę, zwaną Lou i że chciałaby jej oszczędzić bólu,
który sama nosi w sobie.
A my czytamy te kartki z xerokopii –
dokładnie wyobrażam sobie zamazany gdzieniegdzie obraz,
przyciemniony od złego ułożenia kartek w maszynie. A kopie
pochodzą z posterunku policji.
Bo Sylwii nie ma już od roku. Bo
Sylwia zaginęła. Bo naczelna redaktor pisma, w którym pracuje
Marlena Rogucka, zna rodzinę Feyów, rodzinę Sylwii i żeby
wskrzesić tę historię, żeby pomóc w niezakończonym
niezamkniętym śledztwie, nakazuje napisać artykuł o dziewczynie.
Marlena początkowo przeciwna pomysłowi, zła na polecenie,
stopniowo wsiąka. Zapada się w Sylwię jak w bagno. Nie może
wyjść. Pewnie ja też jeszcze długo z Sylwii, ze „Środka lata”
nie wyjdę.
Z książek Wardy, które przeczytałam
do tej pory ta uderzyła mnie najmocniej. Jest słodko-gorzka, mocna,
lepka, uzależniająca. Widziałam wszystko, co działo się w jej
wnętrzu wyświetlone na ścianie. Sugestywna okładka, gęsta krew
spływająca z rozchylonych ust. Jest przemoc, ale zrównoważona
bezgraniczną miłością. Jest pożądanie, ale stłumione, zerwane
z siebie jak mokre ubranie, zwinięte w kłębek, odrzucone. Jest
choroba, która uniemożliwia marzenia. Jest zagubiona w tym
wszystkim nastolatka – w normalnej, zdrowej, pełnej rodzinie –
ona, starszy brat, młodsza siostra. Chodnik gorący od słońca, na
którym rysuje się kolorową kredą i małe mieszkanie, które mimo,
że małe, tak naprawdę tętni szczęściem. Łóżeczko najmłodszej
córki postawione w salonie, koło telewizora, bo czasem ogląda się
film, a czasem spogląda się na nią, żeby zobaczyć, jaka jest
śliczna.
Ciężko pisać mi o fabule tej
książki, bo każde zdanie coś zdradza, każde jest odkryciem
jakiejś karty, która osobom nie mającym do tej pory możliwości
zajrzenia do „Środka lata”, może zbyt szeroko otworzyć oczy.
Powiem tylko, że chyba od tej pozycji
zaczęło się poruszanie sumień w wykonaniu Wardy. To delikatne
rażenie prądem, które przeradza się w regularne elektrowstrząsy.
Warda nigdy nie pisała – wbrew
pozorom (i okładkom!) - łatwych książek. Zawsze drążyła w
głowie czytelnika i podrzucała dziwne myśli, omamy, złe sny...
Tym razem rozorała mi ciało, dostała się do krwiobiegu i wpuściła
jad. Pokazała piękną dziewczynę, mądrą, dobrą, kochaną, a
potem ją ukradła, ukryła, zakopała. I kazała kontaktować się
poprzez strzępki dziennika, poprzez najintymniejsze myśli. A
jeszcze zanim to uczyniła, to przez ułamek sekundy pozwoliła
patrzeć na jej zdeformowaną twarz, w oczy, które zmieniły kolor –
na kogoś zepsutego, kto gnije od środka, ale i cierpi. I mimo całej
miłości, jaka jest w tej książce, mimo całego ciepła, jakie
bije od rozpalonego w kominku ognia, który pojawia się w jednej z
najbardziej dobrych i jasnych scen tej książki, mimo miłości
siostry do siostry, to najbardziej niepokojąca książka, jaką
ostatnio trzymałam w ręku. To koło ratunkowe, które tonie, zanim
się do niego dopłynie. I zalewa nas woda, której jest bardzo dużo
na gdyńskiej plaży w środku lata i zalewają nas łzy, których
jest bardzo dużo na gdyńskiej plaży w „Środku lata”...
nie czytałam jeszcze książek tej autorki, ale recenzja brzmi zachęcająco, więc Środek lata dopisuję do swojej listy :)
OdpowiedzUsuń