środa, 5 stycznia 2011

NA SMUTEK, CHOĆ NIEZUPEŁNIE


ANTOINE DE SAINT-EXUPERY

„MAŁY KSIĄŻĘ”

CZYTA PIOTR FRONCZEWSKI

Powróciłam do dzieciństwa. Zatraciłam się. Szarego, burego poranka dwa dni temu, na poprawę humoru postanowiłam wziąć w swoje uszy jakąś baśń na drogę do pracy. Rano w tramwajach jest taki tłok, że nie ma jak otworzyć książki. Uciekłam więc w audiobooka. Nie wierzyłam, że mogę tak mocno wejść w ten mówiony świat, tak mocno poczuć każdym koniuszkiem palca delikatność płatków róży, że w ustach będę miała chrzęszczący smak pustyni, że brak mi będzie tchu i wody. Głos Fronczewskiego to dla mnie mistrzostwo – jeszcze z dzieciństwa pamiętam jedną ze swoich ukochanych kasetowych bajek „Królewskie echo”, w którym grał rolę złego rycerza. I jako lotnik, który rozbił się na pustyni i spotkał złotowłosego chłopca sprawdził się nie mniej dobrze.

Wróciłam do „Małego Księcia” po wielu wielu latach – próbowałam sobie przypomnieć po ilu, ale nie jestem w stanie. Żyłam w złudzeniu, że pamiętam doskonale tę historię – pamiętałam zaledwie część, pamiętałam nastrój i urywki, te wszystkie „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”, które powtarza się w szkolnych wypracowaniach, nie zwracając uwagi na sens tych słów u ich źródła.

Nie pamiętałam, że tak piękny, tak wszechogarniający jest rozdział o lisie, że czułam jego rudość na wewnętrznej stronie dłoni i chciałam go oswoić, chciałam, żeby szeptał mi swoje sekrety i brunatność podśniegowej ziemi brał z moje włosy. Czułam dreszcze, gdy słuchałam tego kawałka – piękna proza, piękna definicja przyjaźni, piękne to, że lis, uważany za przebiegłego i nieszczerego został wykorzystany jako jej symbol. Że każdego można oswoić jeśli się chce, jeśli to ważne, jeśli się starasz i jeśli kochasz.

Dużo, dużo takich rzeczy, które mi uleciały z pamięci, dużo też takich, które odebrałam inaczej słuchając, a inaczej czytając. Zawsze, gdy czytam jestem podatna na zdania perełki, na kolekcjonowanie ich, zapisywanie, a tutaj w ogóle tego nie czułam. To było jak jedna wielka całość, którą zauważyłam.

Słuchałam w drodze do pracy, słuchałam w drodze z pracy, poszłam do marketu po mleko i twarożek na kolację i między chlebem a serem żółtym słuchałam o pięciu tysiącach róż w ogrodzie.

Kończyłam słuchać w ciemności nocy. W swoim własnym łóżku. I płakałam łzami, które wsiąkały w poduszkę, bo nie pamiętałam już, jak bardzo smutne dla mnie – dorosłej – jest to, gdy Mały Książę odchodzi…

Pięknie.

Miało być na pocieszenie, a roztkliwiłam się i wyszło jeszcze smutniej…

Od wczoraj na pocieszenie słucham „Kubusia Puchatka” w wykonaniu Gajosa. Jest trochę lepiej.

4 komentarze:

  1. ...A ja bardzo wzruszyłam się czytając Twoje wrażenia.
    Jakiś czas temu zrobiłam sobie powtórkę z "Małego Księcia" i byłam zdumiona, jak wielu rzeczy nie zauważyłam wcześniej. Najwyraźniej nie były widoczne wtedy dla mojego serca.
    Zaskoczył mnie Fronczewski jako lektor tej właśnie książki - nie do końca widzę go w tej roli. W przeciwieństwie do Gajosa i "Kubusia Puchatka" - to jest moim zdaniem dopasowanie idealne. :) W tej chwili, niestety, Fronczewski kojarzy mi się głównie z nie najlepszymi reklamami :(

    P.S.
    Dzięki Tobie jestem na 127 stronie "Jedenaście"! :) Recenzja będzie ze sporym poślizgiem, bo mam kilka pozycji w kolejce, ale pojawi się na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, nie doceniasz Fronczewskiego droga Lirael :-)))
    Jestem bardzo, przebardzo ciekawa Twojej opinii na temat "Jedenaście".
    A przy okazji gratuluję wygranej w BiblioNETce :-))) Zasłużenie zresztą!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo niezwykły dzień miałaś, z Małym Księciem przy uchu... w głowie, i w sercu.
    Powtarzam za Lirael, że wzruszenie się udziela.
    I że to niezwykłe tak odkrywać coś, co pozornie już znamy. I czytać dawno temu poznane książki.

    Jestem chyba bliska, by postawić samej sobie wyzwanie: powrót do (znanej już) klasyki. Może dlatego jest klasyką, że oferuje wielowarstwowe światy, uchwytne za każdą lekturą inaczej.
    pozdrawiam
    Ciepłe i poetyckie są Twoje teksty, Marpil.

    OdpowiedzUsuń
  4. Doceniam, i to od wielu lat, ale w tej chwili na hasło "Fronczewski" oczami duszy mojej widzę fragmenty reklam, a nie role filmowe czy teatralne :(
    Najwyraźniej jestem ofiarą podprogowego działania spotów reklamowych :)
    O "Jedenaście" napiszę wkrótce.
    Bardzo dziękuję Ci za gratulacje.

    OdpowiedzUsuń