środa, 25 maja 2011

JESTEM UŚMIECHNIĘTA


AGNIESZKA KRAWCZYK
„MAGICZNE MIEJSCE”
SOL, WARSZAWA 2010 

Nawet nie zdążyłam się przywitać z książką z Włóczykijki, gdy już ją przeczytałam. Wyjechałam, wróciłam do domu, a tam awizo i „Magiczne miejsce” podaje mi pani w okienku na poczcie. Zrobiłam powitalne zdjęcie, otworzyłam i zginęłam w Idzie. 
Ida to mała miejscowość na końcu świata, w której pewien młody pracownik MSZ kupił sobie pałacyk. Ot, taki chwilowy kaprys, takie pragnienie odpoczynku, taki dreszczyk dla poszukiwacza przygód. Witold ma dużo pieniędzy, więc może w spokoju pałacyk remontować i poznawać życie Idy – dziedziczkę, mieszkającą w domku myśliwskim, która robi perfumy i inne kosmetyki, małą Alinkę, zakochaną w Harrym Potterze, dwóch kibiców piłkarskich, którzy w przerwie meczów są nauczycielami oraz Milę, burmistrza Idy, przedsiębiorczą, ale skrytą młodą kobietę. Może zakochiwać się lub nie, może chwalić pod niebiosa kulinarne zdolności swojej gospodyni, może śledzić duchy, może budować hotel, może obmyślać strategię marketingową dla niego, a od czasu do czasu zaprosić do siebie nowych przyjaciół na przyjęcie, albo na seans „Wilka i Zająca”.
W tej książce jest wszystko – jest miłość, ale wcale nieoczywista, taka niewymuszona i jakby obok całej akcji. Jest przygoda i nutka tajemnicy – zamek należał do zwolennika masonerii, nowy dziedzic jest wielbicielem piratów, a gdzieś w tym wszystkim przewija się święty Graal i poszukiwanie starych wraków. Jest przeszłość – jej poszanowanie i czerpanie z tradycji, ale też duchy, które ukazują się w Idzie – jednak tylko nielicznym. Jest też przyszłość – wyciąganie wioski ze szponów przebrzmiałego ustroju i walka o mądrość i o spokój. Dzieci w Idzie są wykształcone, są przede wszystkim żądne wiedzy i ciekawe świata. Ludzie są dobrzy i pomocni. A zamiast księdza jest pop, który odprawia msze dla wszystkich – niezależnie od wyznania (bardzo mi się to podobało). Jest garść informacji na różne tematy – geografii nieba, wyrobu perfum (ujęło mnie, że każdy zapach ma w nazwie Idę, na przykład Idealimus), historii… Widać, że autorka jest tak samo ciekawska jak mieszkańcy jej wioski. I tak samo wesoła i dobra, bo nie mogłaby napisać czegoś tak sympatycznego, gdyby nie lubiła ludzi. I gdyby w nich nie wierzyła. 
Cieszę się, że to nie był cukierek sklejający szczękę. To była nie nachalna, dobrze się czytająca historia o szczęściu – w różnych postaciach. Ktoś je znajduje w miłości, a ktoś w wieży, do której podobno nie ma drzwi.
I tylko uprasza się – nie robić z tej książki serialu! Bo popsuje cały czar i magiczność Idy.
I tylko uprasza się – w następnym wydaniu dać jakąś odpowiedniejszą okładkę. Bo mam wrażenie, że polscy graficy/fotograficy śpią. Albo uważają, że nie szata zdobi człowieka, nie okładka książkę. Ale gdybym miała sądzić tę książkę po okładce nie zajrzałabym do Idy nigdy. I na pewno mniej uśmiechnięta bym była. A przecież śmiech to zdrowie. 

Moja ocena: 4,5/6

1 komentarz: